logo
Wprowadzenie do szkół edukacji komunikacyjnej zaproponował Maciej Wisławski (z prawej), były pilot rajdowy, a obecnie instruktor bezpiecznej jazdy. fot. Jan Bielecki/East News
Reklama.

Ilekroć w Polsce dochodzi do serii śmiertelnych wypadków, natychmiast podnoszą się głosy o potrzebie zaostrzenia kar dla kierowców. Dyskusja zawsze wygląda podobnie. Jeśli sprawca głośnego karambolu był pijany, to eksperci i politycy mówią, że trzeba surowiej karać jeżdżących na podwójnym gazie. Jeśli przyczyną tragedii była nadmierna prędkość, padają postulaty, by podnosić mandaty za zbyt szybką jazdę.

Surowsze kary, wyższe mandaty, a wypadków nadal dużo

Kolejna taka dyskusja trwa właśnie teraz. Z tą różnicą, że jej przedmiotem są kierowcy, którzy siadają za kółko, choć policja lub sądy odebrały im prawo jazdy. Wszystko dlatego, że w ostatnich tygodniach doszło do kilku śmiertelnych wypadków, których sprawcami byli właśnie ludzie ukarani utratą uprawnień do prowadzenia pojazdów.

Oprócz dyskusji toczą się też konkretne prace nad zmianą przepisów o ruchu drogowym. Ich efektem ma być kolejne już zaostrzenie kar. Zarówno za jazdę bez uprawnień, jak i za jazdę pod wpływem alkoholu czy narkotyków oraz za rażące przekraczanie prędkości.

W projekcie przygotowywanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości ma się pojawić nowe przestępstwo – zabójstwo drogowe. Taki zarzut usłyszą wszyscy ci, którzy spowodują śmiertelny wypadek, prowadząc auto po pijanemu albo z nadmierną prędkością. Zabójcami drogowymi będą też kierowcy, którzy zignorowali sądowy zakaz prowadzenia auta.

Kary będą surowe – łącznie z więzieniem i konfiskatą samochodu. Ale czy będą skuteczne? Cóż, co do tego można mieć wątpliwości. Już dziś przepisy są surowe, mandaty wysokie, a piratów drogowych nie brakuje. A w policyjnych statystykach nie widać radykalnego spadku liczby wypadków, wciąż rażąco wysoka jest liczba kierowców karanych za jazdę pod wpływem alkoholu czy narkotyków. Wniosek jest prosty – wielu kierowców po prostu nie boi się kar, choć są one coraz bardziej dotkliwe.

Lepiej zapobiegać niż leczyć

Dlatego zdaniem wielu ekspertów od bezpieczeństwa drogowego rozwiązania należy szukać gdzie indziej. I starać się zmieniać nie tylko przepisy, ale też świadomość ludzi. Nie tylko kierowców, ale też rowerzystów i pieszych, bo oni swoim głupim zachowaniem też potrafią doprowadzić do tragedii.

Zwolennikiem edukowania, a nie tylko karania, jest Maciej Wisławski, który kiedyś startował jako pilot w rajdach samochodowych, a teraz jest instruktorem bezpiecznej jazdy. Zdaniem Macieja Wisławskiego kluczowa jest edukacja dzieci i młodzieży, aby uświadamiać od najmłodszych lat. – Mandaty nie pomogą, choćbyśmy zaostrzali kary – stwierdził w wywiadzie dla Polskiego Radia. I dodał, że mandat to kara za złamanie prawo, a bezpiecznie na drogach będzie wtedy, gdy ludzie zrozumieją, że nie powinni łamać przepisów.

Jak to zrobić? Według Wisławskiego należy wykorzystać fakt, że w Polsce trwa właśnie wielka reforma szkolnictwa, której efektem jest wprowadzenie do szkół dwóch nowych przedmiotów: edukacji obywatelskiej i edukacji zdrowotnej. I na fali tych zmian trzeba wprowadzić kolejny przedmiot. – Trzeba wprowadzić wychowanie komunikacyjne do szkół, od pierwszych klas podstawówki. Zwłaszcza że już małe dzieci jeżdżą na hulajnogach, młodzież na hulajnogach elektrycznych – zaproponował Wisławski w rozmowie z Polskim Radiem.

Plany już były

Zdaniem byłego pilota rajdowego taki przedmiot jest tak samo potrzebny jak edukacja zdrowotna. I może w przyszłości przynieść równie dobre rezultaty. – Poziom wiedzy uczestników ruchu, nawet pieszych, jest niski. A liczba ofiar wypadków nadal bardzo wysoka. Pomóc może tylko edukacja świadomego uczestniczenia w ruchu drogowym – tłumaczy Wisławski. 

Wprowadzenie edukacji komunikacyjnej to tylko luźny pomysł rzucony w wywiadzie. Nie ma formy petycji czy obywatelskiego projektu ustawy, więc MEN nie musi go więc rozpatrywać. A warto to zrobić. Tym bardziej, że Wisławski w zasadzie powtórzył to, co planował poprzedni minister edukacji narodowej. Na początku 2022 roku w resorcie pojawił się plan ustawy, która wprowadzałaby nowy przedmiot – wychowanie komunikacyjne. Miał być obowiązkowy dla wszystkich uczniów czwartych klas podstawówek, trwać rok i kończyć się egzaminem na kartę rowerową.

Projekt został jednak zarzucony. Może trwająca właśnie wielka reforma systemu edukacji to dobry moment, by ten pomysł odświeżyć. Bo dotychczasowe formy, czyli incydentalne pogadanki z zapraszanymi do przedszkoli i szkół policjantami, są zdecydowanie nie wystarczające. Dowody na to widać niemal codziennie na naszych drogach.

Źródło: Polskie Radio

Czytaj także: