Jeszcze niedawno Barbara Nowacka grzmiała, że skończyły się czasy, kiedy biskupi dyktowali politykom, co mają robić i zapowiadała, że wprowadzi zmiany w nauczaniu religii w szkołach. Z kolei episkopat straszył MEN, że skoro nie ma szans na porozumienie w tej sprawie, to do akcji wkroczą prawnicy. Groźby okazały się skuteczne, bo resort edukacji wycofał się już z kilku pomysłów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie wiem, czy Barbara Nowacka robiła jakieś postanowienie noworoczne. Ale gdybym miał zgadywać, co sobie obiecała, to obstawiałbym, że brzmiało to tak: "W 2025 roku będę mniej stanowcza, nie będę się upierać przy swoim i zgodzę się na ustępstwa". Skąd taki pomysł? Ano stąd, że ostatnio szefowa MEN i jej zastępczynie są znacznie bardziej ugodowe i nie upierają się już przy swoich planach.
Kolejny krok w tył
Przykładem może być edukacja zdrowotna. Szefowe MEN wielokrotnie zapewniały, że to przedmiot arcypotrzebny i dlatego będzie obowiązkowy. Ostatnio jednak zmieniły zdanie. I choć sama Nowacka zapewnia, że w tej kwestii są rozważane różne opcje, to jest już jasne, że będzie to przedmiot dobrowolny. Bo tak chce zarówno wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, jak i sam premier Donald Tusk.
Teraz okazuje się, że MEN mięknie nie tylko w sprawie obowiązkowej edukacji zdrowotnej, ale też w kwestii zapowiadanych zmian w nauczaniu religii w szkołach. Pierwotne, szumnie zapowiadane plany zakładały likwidację liczby godzin katechezy z dwóch do jednej tygodniowo. Do tego MEN chciał, by te lekcje odbywały się na początku lub na końcu zajęć, a w szkołach, gdzie jest mało chętnych do chodzenia na religię, miała być możliwość łączenia uczniów w grupy.
Żaden z tych pomysłów nie podobał się biskupom. Hierarchowie najpierw przypominali, że wszelkie zmiany w nauczaniu religii muszą być konsultowane z władzami kościelnymi. Potem ogłosili, że planowane przez MEN zmiany są dyskryminujące dla wierzących i sprzeczne z Konstytucją. Oprócz tego stale namawiali wiernych do protestów. A w końcu, gdy kolejne spotkania z przedstawicielami rządu nie przynosiły porozumienia, zagrozili "podjęciem kroków prawnych".
Ustępstwa na rzecz Kościoła
Wizja procesu sądowego z episkopatem ewidentnie przeraziła rządzących. Jak się bowiem okazuje, MEN zmienił już treść rozporządzenia, które ma wprowadzać zmiany zasad nauczania religii. Poinformowała o tym wiceszefowa tego resortu Katarzyna Lubnauer w rozmowie w TVP Info. – Ustąpiliśmy w pewnych kwestiach Kościołowi – przyznała.
Jaki jest efekt tych ustępstw? Jedna ze zmian dotyczy możliwości łączenia w grupy dzieci z różnych roczników, jeśli w danej klasie będzie mniej niż siedmioro dzieci chętnych, by chodzić na religię. W takie grupy miały być łączone dzieci z klas I-III, osobno z klas IV-VI oraz osobno z klas VII-VIII. W nowej wersji w najmłodszych klasach już takich międzyrocznikowych grup nie będzie można tworzyć. – Będzie można to zrobić tylko w ramach tego samego rocznika – stwierdziła wiceministra Lubnauer.
Druga istotna zmiana dotyczy pomysłu, by lekcje religii były umieszczane zawsze na początku lub na końcu zajęć. Chodziło o to, by uczniowie, którzy nie chodzą na katechezę, nie mieli "okienek" między innymi lekcjami. W tej kwestii MEN też ustąpił. Katechezy nie trzeba będzie umieszczać w planie przed innymi lekcjami czy na końcu lekcji, jeśli cała klasa będzie się uczyć tego przedmiotu. – Jeżeli 100 proc. dzieci będzie w danej klasie chodzić na lekcje religii, to wtedy ona będzie mogła być nie pierwsza i nie ostatnia. Ale to w sytuacji, w której nikt nie musi czekać, to jest podstawowy warunek – zapowiedziała wiceszefowa MEN.
Religia tylko raz w tygodniu
Ministerstwo nie wycofuje się, przynajmniej na razie, ze swojego sztandarowego pomysłu, czyli redukcji lekcji religii do jednej w tygodniu. – Zrobiliśmy wszystko, żeby skonsultować tę decyzję z Kościołem. Wymiar jednej godziny jest sensowny – stwierdziła Katarzyna Lubnauer. Poza tym religia nadal ma być przedmiotem nieobowiązkowym, choć część biskupów przekonywała, że wszyscy uczniowie powinni chodzić albo na religię, albo na etykę.
Czy te ustępstwa wystarczą, by osiągnąć porozumienie z Kościołem? To mało prawdopodobne. Biskupom zależało na tym, by w podstawówkach nadal były dwie lekcje religii, a dopiero w szkołach średnich zmniejszono je do jednej. Domagali się też, by katecheza nie była ani na początku, ani na końcu zajęć, bo to zmniejszy frekwencję. Propozycja MEN raczej im nie wystarczy, bo szkół, w których wszyscy uczniowie zapiszą się na religię, jest w Polsce niewiele. Zapewne więc czeka nas ciąg dalszy sporu i być może także ciąg dalszy ustępstw.