Narodziny pierwszego dziecka to dla facetów wymagający moment. Zwłaszcza dla tych, którzy decydują się towarzyszyć partnerkom podczas porodu. Żeby stanąć na wysokości zadania i rzeczywiście pomóc, a nie plątać się pod nogami położnej, warto posłuchać rad doświadczonych ojców. I przed wyjazdem na porodówkę zabrać ze sobą wiatrak.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Znam wielu facetów, którzy chcieli być przy narodzinach swojego dziecka. Żaden z nich tego nie żałuje, choć każdy podkreśla, że oprócz magii było też sporo stresu i wysiłku. No i trochę niespodzianek, bo nawet w najlepszej szkole rodzenia nie da się powiedzieć o wszystkim, co może się wydarzyć na sali porodowej.
Odpowiedni gadżet na gorące momenty
Właśnie dlatego faceci, których czeka debiut w roli ojca, powinni korzystać z doświadczeń mężczyzn, którzy z tym wyzwaniem się zmierzyli. I mają rady, które – choć czasem brzmią absurdalnie – mogą się bardzo przydać.
Taką podpowiedzią w najnowszym filmiku na Instagramie podzielił się Rafał Myśliński, autor profilu Suchy tata. Jak wyznał, gdy wraz ze swoją partnerką szykował się do narodzin swojego pierwszego dziecka, zabrał na salę porodową wiatrak. Nie jest to przedmiot często przynoszony na sale porodowe, więc Myśliński wywołał w szpitalu sensację.
"Wchodzę na porodówkę, a tam za głowę się łapią, że ojciec debil wziął wiatrak. I od razu poszła plota, więc wszystkie położne otwierały drzwi do naszej sali, jak Aga rodzi, a wzrokiem szukały tego wiatraka" – wspomina Suchy tata.
Myśliński nie przejmował się jednak szyderczymi spojrzeniami i uśmiechami. Dobrze wiedział, co robi. Pomysł z wiatrakiem podsunął mu kumpel, który wcześniej został ojcem. I żałował, że wiatraka na porodówce nie miał. "On musiał przez godzinę wachlować swoją żonę podczas porodu, aż stracił czucie w rękach. I gdy ona urodziła dziecko, to nie miał siły wziąć go na ręce" – wyjaśnił Myśliński.
Pomysł kumpla okazał się strzałem w dziesiątkę. "Wiatrak przez większość czasu stał tam bezużyteczny, aż do ostatnich dziesięciu minut, kiedy to Aga powiedziała, że jest jej strasznie gorąco" – wspomina Suchy tata. W tym newralgicznym momencie zamiast chwytać ręcznik i zaczynać wachlowanie, po prostu włączył wiatrak. "I już po chwili kołysałem na rękach swojego syna" – wspomniał.
Myśliński nie zdradził, czy ów sprytny pomysł wykorzystał też za drugim razem, podczas narodzin córki. To jednak nie ma znaczenia. Fakt, że wiatrak przydał się raz, jest wystarczającym dowodem na to, że naprawdę warto mieć przy sobie ten gadżet na porodówce. Nawet jeśli inni będą krzywo patrzeć i stukać się w czoło.