Kampanie społeczne, spoty telewizyjne, apele ekspertów, liczne zmiany prawa, jak choćby niedawna "ustawa Kamilka". Przez lata sporo zrobiono, by uświadomić Polakom, że bicie i wrzaski nie są metodą wychowywania dzieci. Do wielu to jednak wciąż nie dotarło. Nowe badanie pokazuje, że kary fizyczne dopuszcza aż 36 proc. z nas. A krzyk jako metodę wychowawczą akceptują niemal wszyscy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Klapsy w Polsce wciąż mają się dobrze. A wrzeszczenie na dziecko – jeszcze lepiej. Takie smutne wnioski płyną z opublikowanego właśnie badania "Barometr postaw wobec krzywdzenia dzieci 2024", które zrealizowała pracownia IPSOS na zlecenie Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
"Klaps czasem jest potrzebny"
Smutne to właściwie mało powiedziane. Wnioski są przerażające. Trudno inaczej ocenić fakt, że aż 80 proc. uważa krzyk za odpowiednią sposób na zdyscyplinowanie dziecka. Gdyby co ósmy Polak przyznał w sondażu, że zdarza mu się wrzasnąć na dziecko, to jeszcze by to można było zrozumieć. W końcu nikt nie ma nerwów ze stali, a nasze pociechy miewają wybitne zdolności do wyprowadzania z równowagi.
Ale tu nie mamy deklaracji typu "zdarza mi się krzyknąć na dziecko, głupio mi i wstydzę się tego". "Barometr" ujawnił, że mamy w Polsce powszechną akceptację dla wychowywania przez wrzeszczenie. I to jest przerażające.
Równie przerażające jest te 36 proc. osób przekonanych, że w pewnych, uzasadnionych przypadkach można dać dziecku klapsa czy zastosować jakąś inną karę fizyczną. 36 proc. to co trzeci Polak. Co trzeci z nas nadal nie zrozumiał, że nie ma żadnej, ale to żadnej sytuacji, w której dorosła osoba może uderzyć dziecko. I marną pociechą jest fakt, że ten odsetek stale spada, bo w 2005 roku w podobnym badaniu kary fizyczne akceptowało grubo ponad 60 proc.
Jeszcze gorsze jest to, że do wielu polskich głów wciąż nie dotarła informacja, że kary fizyczne są u nas zabronione i że za bicie dziecka grozi więzienie. Taką świadomość ma 68 proc. uczestników badania. To może tłumaczyć, dlaczego co trzeci Polak uważa, że czasem "trzeba bachorowi przyłożyć, żeby zrozumiał". A niemal co pięty (18 proc.) jest zdania, że kary fizyczne poprawiają zachowanie dziecka.
Rodzic wie lepiej, nawet jeśli bije czy wrzeszczy
Ale brak świadomości, że prawo zabrania stosowania przemocy wobec dzieci, to tylko jedno z wyjaśnień. Wciąż duża akceptacja kar fizycznych to w dużej mierze skutek przekonań przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Takiego podejścia w stylu: "mnie ojciec czasem lał i wyszedłem na ludzi, więc ja czasem też dam klapsa".
Widać to po wynikach badania. Przeciwnikami kar fizycznych są w większości ludzie, którzy w dzieciństwie nie byli bici. Z kolej wśród tych, którzy jako dzieci często dostawali lanie, aż 65 proc. uważa, że od czasu do czasu dziecku można przyłożyć. Słowem, sztafeta przemocy trwa.
No dobra, można powiedzieć, że to tylko opinie. Przecież to, że ktoś w sondażu mówi, iż w niektórych sytuacjach można dać klapsa, jeszcze nie znaczy, że bije dziecko. Problem w tym, że poglądy na temat przemocy przekładają się na reakcje na przemoc. Ankieterzy IPSOS zapytali bowiem uczestników badania, czy w ostatnim roku widzieli, że ktoś stosuje kary fizyczne wobec dzieci.
Twierdząco odpowiedział co czwarty badany. Reakcja? Tylko 5 proc. świadków przemocy zadzwoniło na policję lub do opieki społecznej, a 38 proc. zwróciło uwagę osobie, która biła dziecko. "28 proc. świadków sytuacji, gdy dorosła osoba dyscyplinowała dziecko używając kar fizycznych, w żaden sposób nie zareagowało" – napisała w podsumowaniu badania Agnieszka Bąk z IPSOS.
Najczęstsze tłumaczenie było takie, że nie należy się wtrącać, bo skoro rodzic wymierza dziecku karę fizyczną, to ma prawo, bo najlepiej wie, jakie metody wychowawcze stosować. Znacznie mniej osób swoją bierność uzasadniało lękiem czy niewiedzą, jak należy zachować się w takiej sytuacji.
Dzieciństwo bez przemocy? Do tego daleka droga
Tłumaczenie "nie wtrącam się, bo rodzic wie lepiej" dominowało też wśród osób, które przyznały, że nie zareagowały w sytuacji, gdy ktoś wrzeszczał na swoje dziecko bądź je obrażał. Świadkami takiego zdarzenia w ostatnim roku było aż 73 proc. respondentów. I większość nie zrobiła nic, nawet nie zwróciła uwagi. No bo przecież rodzice mają prawo decydować o tym, po jakie metody wychowawcze sięgają. Nawet jeśli te "metody" to wrzaski i wyzwiska. No ale co się dziwić, skoro aż 24 proc. badanych stwierdziło, że krzykiem można zmienić zachowanie dziecka na lepsze.
Raport "Barometr postaw wobec krzywdzenia dzieci 2024" to lektura przygnębiająca. Można w niej znaleźć pozytywy. Najważniejszy jest ten, że w ciągu 19 lat, jakie minęły od pierwszego tego rodzaju badania, wyraźnie wzrósł odsetek osób nieakceptujących kar fizycznych. W 2005 bicia jako metody wychowawczej nie akceptowało 35 proc. Polaków, dziś to już 62 proc. Super, ale te 36 proc., które uważają, że "czasem przywalić można", to wciąż o wiele za dużo. Do tego, by mówić, że rękę na dzieci podnosi tylko garstka niereformowalnych "patusów", droga wciąż daleka.
Badanie zostało zrealizowane przez Ipsos w dniach 13–27 sierpnia 2024 roku na reprezentatywnej, losowej próbie Polek i Polaków w wieku 18 i więcej lat.