Wszystko wskazuje na to, że wrzesień będzie bardzo ciepły. Taka pogoda zachęca do weekendowych wyjazdów z dziećmi, na przykład w góry. O tym, że na szlaku, nawet mało wymagającym, rodzice powinni zachować czujność, świadczy historia, którą opisali na swojej stronie ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To miała być prosta i przyjemna wyprawa ojca i nastoletniego syna malowniczym szlakiem z Suchej Beskidzkiej przez szczyt Jałowca do schroniska na Adamach. Skończyło się poszukiwaniami, w które zaangażowano ponad dwudziestu ratowników lokalnego GOPR, a także grupę miejscowych policjantów. A wszystko zaczęło się banalnie – mężczyzna po prostu nie zauważył, że jego 13-letni syn w pewnym momencie się od niego odłączył.
Niewiele trzeba, by zrobiło się groźnie
Te dramatyczne wydarzenia, które miały miejsce w miniony weekend, ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR opisali na swoim profilu facebookowym ku przestrodze. Cała historia pokazuje bowiem, że wystarczy tylko trochę nieuwagi, by przyjemna wyprawa zmieniła się w dramat. Tu na szczęście wszystko skończyło się dobrze – chłopiec został odnaleziony cały i zdrowy. Pomogło w tym to, że jego ojciec wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji.
Mężczyzna najpierw sam próbował odnaleźć syna. Ale gdy zorientował się, że to nie przyniesie rezultatu, zadzwonił po ratowników GOPR. "Po przeprowadzeniu wywiadu skierowano zespoły zmotoryzowane i piesze w teren. W poszukiwania została zaangażowana również Policja, która przekazała nam informację, że osoba o podanym rysopisie była widziana przez turystów, kiedy przemieszczała się w kierunku Jałowca" – czytamy w relacji z akcji zamieszczonej na profilu Grupy Beskidzkiej GOPR.
Zdrowy rozsądek pomaga
Nie tylko ojciec zachował przytomność umysłu. Nastolatek nie spanikował, tylko szedł dalej w kierunku Jałowca, czyli tak, jak miał iść z ojcem. Do tego zostawił wskazówki, które ułatwiły pracę ekipie poszukiwawczej. Po tym, jak ratownicy usłyszeli od turystów, że poszukiwany chłopiec szedł w stronę Jałowca, udali się na ten szczyt. A tam w książce wpisów natrafili na notkę, którą umieścił chłopiec. Zapisał swoje imię i nazwisko oraz prośbę o pomoc. Dzięki temu wiadomo było, gdzie go szukać. Niedługo później znalazł go miejscowy leśniczy, który też był zaangażowany w akcję poszukiwawczą.
Ta historia ma kilka morałów. Pierwszy jest taki, że to, czy w górach będziemy bezpieczni, decyduje w dużej mierze to, jak się w nich zachowamy. Żółty szlak, którym ojciec z synem wędrowali na Jałowiec, nie jest szczególnie wymagający. Ale nawet na takich szlakach można się zgubić, więc trzeba być czujnym.
Drugi morał – wychodząc w góry, nawet te niskie, trzeba mieć ze sobą naładowany telefon, a w nim numer GOPR. No i morał trzeci – gdy na szlaku z jakichś powodów nie udało się uniknąć kłopotów, nie należy panikować, tylko szukać pomocy, a do tego postarać się ułatwiać ratownikom ich pracę. Banalne? Owszem, ale to właśnie te banały zdecydowały o tym, że sobotnia akcja w okolicy szczytu Jałowca zakończyła się szczęśliwie.