Mało kto w Polsce wie o problemie pedofilii tyle, co on. I mało kto zrobił tak wiele, by wprowadzić normy prawne chroniące dzieci przed przestępcami seksualnymi. Błażej Kmieciak jest jednak daleki od ogłaszana sukcesu. W swoim najnowszym tekście gorzko wyznał, że poważną przeszkodą w walce z pedofilami jest nieodpowiedzialność rodziców.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jego nazwisko znają wszyscy, którym leży na sercu walka z pedofilią. Błażej Kmieciak od czterech lat jest członkiem państwowej komisji do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15, a przez trzy lata kierował jej pracami. W tym czasie poznał wiele bolesnych historii ofiar pedofili i starał się doprowadzić do zmian prawnych, które pozwolą skuteczniej chronić dzieci przed ofiarami drapieżników seksualnych. Jeśli więc on wskazuje, że gdzieś jest problem, to warto się temu przyjrzeć.
Szokująca scena na plaży
Kmieciak problem w skutecznej ochronie dzieci dostrzega w zachowaniu części rodziców. Napisał o tym w tekście pod wymownym tytułem "Standardy (nie)odpowiedzialności rodzica", który opublikował portal Wiez.pl. Sugeruje w nim, że w polskich rodzinach należałoby wprowadzić zasady ochrony bezpieczeństwa dzieci, które obowiązują już w różnych instytucjach, na przykład szkołach, szpitalach czy fundacjach.
Do takiej refleksji skłoniła Kmieciaka scena, którą zobaczył niedawno na wakacjach. "Zaproponowałem moim bliskim wyjazd nad zalew. (...) Po przybyciu nad wodę pobiegłem z córkami na zjeżdżalnię i nagle przetarłem oczy ze zdziwienia. Co chwila zjeżdżały z niej dwie dziewczynki w wieku ok. 8–9 lat. Ubrane były tylko w dolną część kostiumu kąpielowego. Z osłupienia wyrwała mnie moja starsza latorośl, która – widząc nieco młodsze od niej dzieci – także stwierdziła, że nie spodziewała się spotkać podobnego widoku" – napisał.
Były szef komisji zajmującej się pedofilią nie zareagował od razu, nie upomniał rodziców, że narażają swoje córki na niebezpieczeństwo. Gdy po naradzie z żoną wrócił, by to zrobić, dziewczynek i ich rodziców już nie było na plaży.
Instytucje znają zasady, rodzice – niekoniecznie
Ta scena sprawiła, że Kmieciak uświadomił sobie, iż w kwestii walki z pedofilią wciąż mamy wiele do zrobienia. "Zrozumiałem, że w medialnej dyskusji dotyczącej norm i zasad ochrony dzieci cały czas brakuje pewnego kluczowego elementu. O Standardach Ochrony Małoletnich/Dzieci wielu już słyszało. Sportowcy i nauczyciele, artyści i duchowni – wszystkie osoby pracujące z dzieckiem – muszą być sprawdzeni w Rejestrze Sprawców Przestępstw na tle Seksualnym" – przypomniał.
I dodał, że od 15 sierpnia wszystkie organizacje i instytucje mają obowiązek szkolenia swoich pracowników i współpracowników z zasad zawartych we wspomnianych Standardach Ochrony Małoletnich. "Grupy te muszą wiedzieć, czym jest przestępstwo pedofilii. Instytucje i organizacje muszą ponadto mieć spisane i dostępne zasady zgłaszania krzywdy oraz powiadamiania policji i prokuratury" – przypomniał Kmieciak.
Po czym gorzko stwierdził, że te surowe normy nie obowiązują rodziców. A wielu z nich, czego dowodzi sytuacja na plaży, nie ma pojęcia, jak chronić własne dzieci, nie jest świadoma, że nie wolno pozwalać kilkuletnim córkom biegać półnago po plaży, bo wielu ludzi może im zrobić zdjęcia. I wykorzystać w obrzydliwy sposób.
Świadomość rodziców najlepszą ochroną
Dlatego, zdaniem Kmieciaka, potrzebna jest zmiana sposobu działania w sprawie pedofilii. "Wprowadzenie wspominanych Standardów jest krokiem epokowym. Jest działaniem niezbędnym. Dyskusje jednak, zwłaszcza medialne, zbytnio skoncentrowane są na instytucjach. Zapomina się natomiast, że to rodzice odgrywają kluczową rolę w obronie własnych dzieci przed krzywdą i przemocą" – stwierdził Kmieciak. I przywołał wypowiedź przestępcy, który w książce Amy Zabin "Rozmowy z pedofilem" powiedział, że nigdy nie "udało mu się skrzywdzić" dziecka, które miało silny kontakt z rodzicami.
Pod koniec swojego tekstu Błażej Kmieciak zaapelował do rodziców o większą odpowiedzialność. Bo to oni, a nie instytucje, komisje czy policjanci, mogą najwięcej zrobić, by dzieci były bezpieczne i nie wpadły w sidła przestępców seksualnych.
"Nie ma lepszej prewencji krzywdzenia dzieci niż świadomość mamy i taty, którzy wiedzą, jak ważna jest ich świadoma rola w życiu dziecka. Wiem, że nie zmusi się rodziców do dokształcenia. Wiem natomiast, że brak rodzicielskiej wiedzy szkodzi wszystkim, a zdjęcia zrobione przez sprawców np. na wspomnianej plaży stają się kartą przetargową dla przestępców w darknecie" – napisał.
On sam jako dziecko uniknął bolesnych doświadczeń dzięki czujności i trosce swojej mamy. Ta, gdy zobaczyła, że jeden z odwiedzających ich dom kleryków obejmował jej 13-letniego wówczas syna, zareagowała zdecydowanie i stanowczo. "Moja mama podeszła potem do mnie i stanowczo powiedziała, że nie podobał jej się sposób, w jaki on mnie obejmował. Mężczyzna ten nigdy już do nas nie przyszedł. Dziękuję, Mamo!" – wspomniał na koniec swojego tekstu Kmieciak.
A jego pomysł, by zapoznać wszystkich rodziców z zasadami chronienia dzieci przed przestępcami, jest naprawdę wart rozważenia.