Dzieci potrafią zaskoczyć, a im są większe, tym bardziej szokujące bywa ich zachowanie. Przekonał się o tym nasz czytelnik, który wraz z żoną wyjechał na romantyczny weekend we dwoje. W domu zostawili swojego trzynastoletniego syna. To, co zastali po powrocie, przebiło ich najgorsze wyobrażenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Podobno dzieci uczą się przez naśladowanie, przede wszystkim przez naśladowanie rodziców. Pan Kamil w tę teorię nie wierzy. "Nie jestem leniwy, nie cierpię cwaniakowania i kombinowania. Moja żona tak samo. Nie mogę więc pojąć, od kogo nasz syn nauczył się takiego ściemniania i chodzenia na łatwiznę" – napisał w liście do redakcji.
Nastolatek spod klosza
Te gorzkie słowa to refleksja po poprzednim weekendzie, który dla jego syna był swego rodzaju testem samodzielności. Pan Kamil z żoną mieli 15. rocznicę ślubu i postanowili po raz pierwszy od lat spędzić ją tylko we dwoje. "Żona trochę się wahała, ale w końcu uznała, że Jasiek jest już na tyle duży, że może zostać sam na dwa dni. Ludzie młodsze dzieci zostawiają i nic złego się nie dzieje. No, ale że nasz jedynak jest trochę chowany pod kloszem, to musieliśmy go do tego naszego wyjazdu przygotować" – wspomina nasz czytelnik.
Przygotowania sprowadziły się głównie do ogarnięcia zakupów i zrobienia obiadu. Żona nagotowała gar spaghetti bolognese, bo to ulubione danie Jaśka. Jego zadanie polegało tylko na tym, żeby to odgrzać i ugotować sobie makaron. "A że tego nigdy nie robił, bo zawsze miał jedzenie podetknięte pod nos, to żona mu wszystko pokazała, krok po kroku" – pisze pan Kamil.
Przed wyjazdem oprócz zapasów jedzenia pan Kamil zostawił synowi 100 złotych, tak na wszelki wypadek. I był przekonany, że nic nie może pójść źle. Ale źle poszło wszystko. Jasiek, mimo rozlicznych ułatwień, nie ogarnął sytuacji. "Kiedy wróciliśmy w niedzielę wieczorem, zobaczyłem, że garnek z sosem bolońskim stoi tak, jak go żona zostawiła. To mi dało do myślenia, bo żona przed wyjazdem prosiła Jaśka, żeby schował to do lodówki" – wspomina pan Kamil.
Powrót pełen niespodzianek
Jak się okazało, jego syn przez cały weekend nie zjadł ani odrobiny sosu. Powód był prosty – jak potem wytłumaczył, nie chciało mu się gotować makaronu. Kiedy zgłodniał, zamówił pizzę, a właściwie dwie – dla siebie i kumpla, którego zaprosił. O to jego rodzice nie mieli pretensji – miał wolną chatę, to sobie pozwolił na śmieciowe żarcie. Problemem nie było też to, że na pizzę, chipsy i napoje wydał całą kwotę zostawioną przez ojca – pan Kamil wręcz spodziewał się, że tak będzie.
Nie przewidział jednak jednej rzeczy. "W niedzielę Jaśkowi znów nie chciało się odgrzewać spaghetti i gotować makaronu. A że nie miał już kasy na kolejny obiad, to wykombinował, że pożyczy od sąsiadów. Okłamał ich przy tym, że my wyjechaliśmy w piątek w takim pośpiechu, że zapomnieliśmy mu zostawić kasy na jedzenie" – wspomina gorzko pan Kamil.
O tym pomyśle syna on i jego żona dowiedzieli się przypadkiem. W poniedziałek spotkali sąsiada, który żartem rzucił, że chyba mają sklerozę, skoro zostawili syna na pastwę losu, bez jedzenia i pieniędzy. "Zrobiliśmy wielkie oczy i powiedzieliśmy, że Jasiek miał i kasę, i gotowy obiad na dwa dni. Wtedy to sąsiad zrobił wielkie oczy, a potem wyjaśnił, co odwalił nasz syn" – wyjaśnił pan Kamil.
Gdzie popełniłem błąd
W niedzielę on i jego żona potraktowali syna łagodnie. Ale po tym, co wyszło na jaw w poniedziałek, skończyło się już solidną awanturą. "Jak zobaczyłem ten nietknięty sos, a potem walające się na podłodze w jego pokoju opakowania po pizzy, stripsach z kurczaka, frytkach i słodyczach, to byłem zaskoczony, bo nie spodziewałem się, że Jasiek jest aż tak leniwy. Obróciliśmy to jednak w żart. Ale akcją z tym pożyczeniem kasy to już naprawdę przegiął i mnie wkurzył" – nie kryje żalu pan Kamil.
Skończyło się wykładem o tym, że kombinowanie i kłamstwo nie popłaca, zwłaszcza tak mało sprytne. Jasiek musiał też oddać dług ze swojego kieszonkowego i przeprosić sąsiadów za to, że ich oszukał. A w panu Kamilu ta sytuacja zasiała poważny niepokój. "Okazało się, że nie znam własnego dziecka i nie mam pojęcia, czego się mogę po nim spodziewać. Nie wiem, gdzie popełniłem błąd. Jestem na niego wściekły, ale bardziej zmartwiony tym, jak on sobie nie poradzi w dorosłym życiu. Bo jak w trudniejszych sytuacjach będzie znów głupio kombinował, to narobi sobie naprawdę poważnych kłopotów" – kończy swoje zwierzenia.