"On jest łagodny, nic nie zrobi", "Tylko szczeka, ale nigdy nikogo nie ugryzł", "Pies też ma prawo sobie pobiegać" – takie słowa można często usłyszeć od właścicieli psów, którzy puszczają swoich pupili luzem w miejscach publicznych. Czym kończy się taka beztroska? W najlepszym wypadku kłótniami między psiarzami a tymi, którzy zwracają im uwagę. Niestety, czasami dochodzi do tragedii.
Tak właśnie było w miniony wtorek na kempingu w nadbałtyckiej miejscowości Karwieńskie Błota. Młoda kobieta, która wypoczywała tam z dwójką kilkuletnich dzieci, została zaatakowana przez psa rasy american bully, który wybiegł ze stojącego w pobliżu kampera.
"Kobieta zaczęła krzyczeć, by odwrócić uwagę zwierzęcia z dzieci na siebie. Dzieci uciekły, a pies rzucił się na kobietę, w wyniku czego doznała zranienia ręki. Po chwili przybiegła 41-letnia właścicielka psa, która odciągnęła agresywne zwierzę od 34-latki" – czytamy w komunikacie Komendy Powiatowej Policji w Pucku.
Fakt, że skończyło się tylko na pogryzieniu ręki, można uznać za happy end. Psy rasy american bully potrafią bowiem wyrządzić człowiekowi znacznie poważniejszą krzywdę, a nawet zabić. Jedna z odmian tej rasy, american bully XL, została w tym roku uznana za wyjątkowo groźną w Wielkiej Brytanii. Hodowanie i sprzedawanie tych psów zostało tam zakazane, a ci, którzy już je mają, muszą je ubezpieczyć i prowadzać wyłącznie na smyczy i w kagańcu. Powodem tak radykalnego zaostrzenia przepisów były przypadki pogryzień, które w ostatnich trzech latach doprowadziły do śmierci 23 osób.
W Polsce takich wymogów nie ma. Z prostego powodu – american bully nie jest wpisany na listę ras agresywnych sporządzoną przez MSWiA. Nie oznacza to jednak, że właściciele tych czworonogów mogą je puszczać luzem, gdzie im się podoba. Obowiązek trzymania swoich pupili na smyczy w miejscach publicznych mają wszyscy właściciele psów, niezależnie od rasy.
Nie wszyscy jednak się do tego stosują, o czym świadczy wypadek w Karwieńskich Błotach. Dlatego prowadzący postępowanie w tej sprawie policjanci postanowili zaapelować do psiarzy.
"Należy pamiętać, że za zachowanie psa zawsze odpowiada jego właściciel. Szkody, które czynią psy, wynikają z błędów popełnianych przez ludzi – na przykład chowanie nieodpowiedniej rasy psa w domu, nieprzestrzeganie szczepień, niewłaściwe warunki bytowe dla psa, brak szkoleń i dyscypliny. Jeżeli jesteś właścicielem psa, pamiętaj, że brak wyobraźni może doprowadzić do tragedii!" – czytamy w apelu opublikowanym na stronie puckiej komendy policji.
Funkcjonariusze przypominają też, że za ignorowanie przepisów grożą poważne kary. "Właściciel nie może wypuścić swojego czworonoga, jak mu się tylko podoba. Obowiązek szczególnej ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia nakłada bowiem na właściciela przepis kodeksu wykroczeń. Dla przyjęcia odpowiedzialności za to wykroczenie obojętne pozostaje czy posiadacz psa nie zachował należytej ostrożności z winy umyślnej czy nieumyślnej" – podkreślają policjanci. Czyli mówiąc wprost, puszczenie psa luzem może się skończyć mandatem. A jeśli zwierzę wyrządzi jakieś szkody, właściciel może dostać grzywnę, a nawet trafić do więzienia.
Przestrogą dla nieroztropnych psiarzy powinny być konsekwencje, które poniesie właścicielka agresywnego american bully. Atak psa został uznany za zdarzenie, które zagrażało życiu i zdrowiu ludzi, dlatego kobiecie grożą trzy lata więzienia. Do tego za samo naruszenie przepisu o nadzorze nad psem może zostać ukarana grzywną do 1000 zł.
Źródło: KPP w Pucku
Czytaj także: https://dadhero.pl/287897,wlasciciele-psow-nie-sprzataja-po-swoich-zwierzakach-oto-apel-do-psiarzy