W internecie jest taki popularny mem, który przedstawia parę starszych ludzi trzymających się za ręce. Podpis pod zdjęciem głosi: "Zapytano parę staruszków, jak wytrzymali ze sobą 50 lat. Urodziliśmy się w czasach, kiedy jak coś się psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało do kosza… – odpowiedzieli". To ma być dowód na to, że kiedyś ludzie bardziej poważnie podchodzili do związków, pracowali nad nimi, a dziś jak pojawiają się zgrzyty, to się rozstają i wchodzą w nowe związki.
O samej tej tezie można dyskutować. Bo choć prawdą jest, że przed laty było mniej rozwodów, to nie była to zasługa tego, że wtedy małżonkowie bardzo dbali o relacje i pracowali nad tym, by rozwiązywać każdy problem. A dziś nie jest z kolei tak, że gdy pojawiają się problemy i konflikty, to od razu zapada decyzja o rozstaniu. Gdyby tak było, to psychologowie zajmujący się terapią par byliby bezrobotni. A tak nie jest. Terapeutów pomagających w naprawianiu związków jest mnóstwo i na brak klientów nie narzekają.
Wspomniany mem jest dyskusyjny z jeszcze jednego powodu. Otóż nie wszystko i nie zawsze da się naprawić. Zdarzają się "awarie", których po prostu nie da się usunąć. I nie pomoże w tym najlepszy nawet fachowiec. W przypadku kryzysów w związku jest kilka takich sytuacji, kiedy pójście na terapię dla par nie ma sensu, bo najzwyczajniej w świecie nic się nie da zrobić. Przedstawiła je niedawno na Instagramie dr Ewa Zielony-Koryczan, terapeutka i autorka profilu "Psychologia bliskich związków".
Nie ma sensu próba ratowaniu związku, kiedy jedno z partnerów ma romans. Przyczyna jest prosta – jak ktoś ma "nowe", to nie będzie się angażował w naprawianie "starego". "Terapia pary nie odbywa się w trójkącie. (…) Warto pamiętać, że trwanie w innej relacji romantycznej uniemożliwia całkowite zaangażowanie się w proces terapeutyczny z osobą, z którą zjawiamy się na terapii" – wyjaśnia dr Zielony-Koryczan.
Jeśli więc ukrywasz przed żoną, że masz już kogoś na boku, to ratowanie małżeństwa w gabinecie terapeutycznym raczej nie przyniesie skutku. Podobnie jest w przypadku, gdy twoja partnerka ma romans.
Terapia będzie stratą czasu i pieniędzy także wtedy, gdy jedno z partnerów uważa, że nie musi nad sobą pracować, bo wszystkie problemy w związku to wina tej drugiej strony. I do gabinetu terapeuty przychodzi tylko po to, by "zlecić naprawę".
"W terapię par muszą być zaangażowane obie strony. Nie mamy mocy, która umożliwi nam zmianę kogoś innego" – stwierdza autorka profilu "Psychologia bliskich związków". Jeśli więc wybierasz się do terapeuty z założeniem, że on "odmieni" twoją żonę, a od ciebie niczego nie będzie wymagał, bo ty jesteś ideałem bez skazy, to lepiej sobie daruj. Przy takim podejściu nawet najlepszy terapeuta nic nie wskóra.
Gabinety psychoterapeutów to nie pokoje przesłuchań – tam nie chodzi o to, by skłonić podejrzanego do przyznania się do winy i postawić mu zarzuty. Nie ma sensu więc tu przychodzić w oczekiwaniu, że psycholog "przyciśnie" twoją partnerkę, zmusi do wyznania wszystkich przewin i wzięcia na siebie odpowiedzialności za kryzys w waszym związku. Tak to nie działa.
"W terapii par nie chodzi o poszukiwanie winnego, którego należy obarczyć odpowiedzialnością za wszystkie trudności, z jakimi zmaga się para. Oczywiście warto, by partnerzy uznali nawzajem swoje poczucie krzywdy czy żalu i spojrzeli na nie z perspektywy drugiej strony" – tłumaczy dr Ewa Zielony-Koryczan. Mówiąc wprost, jeśli liczysz na to, że ktoś sporządzi listę win twojej partnerki, to wynajmij prywatnego detektywa. U terapeuty będziesz się bowiem musiał zastanowić także nad twoimi winami.
Związek to nie samochód. Nie da się go odstawić do mechanika i odebrać, gdy jest naprawiony. Gdy oboje partnerów łączy przekonanie, że oni mają jedynie pojawiać się na wizytach, a resztę zrobi terapeuta, to terapia nie przyniesie rezultatów. "Same spotkania terapeutyczne nie mają mocy uzdrawiania relacji, jeżeli w czasie pomiędzy nimi nie będzie pracy wykonywanej przez partnerów w codziennym życiu" – wyjaśnia w swoim poście twórczyni profilu "Psychologia bliskich związków".
Decyzja o pójściu na terapię musi oznaczać, że oboje partnerzy są gotowi do pracy nad swoim związkiem pod okiem fachowca. Jeśli więc oczekujecie, że terapeuta przy pomocy jakichś tajemnych sztuczek odwali całą robotę, a wy tylko zapłacicie za usługę, wydajcie pieniądze na coś innego. Albo zmieńcie podejście.