Wczoraj o godzinie 17 w całej Polsce zawyły syreny, a ludzie na ulicach zatrzymali się, by uczcić pamięć tych, którzy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Je też się zatrzymałem, ale chwilę zadumy przerwała mi dyskusja kilkulatków na placu zabaw. Po tym, co usłyszałem, mogę śmiało stwierdzić, że młode pokolenie jest bystrzejsze i wrażliwsze, niż nam się wydaje.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Gdy wczoraj rozległ się dźwięk syren przypominający o "Godzinie W", byłem akurat w domu. Wyszedłem na balkon, bo widok na miasto jakoś bardziej sprzyja zadumie. Szybko tego pożałowałem. Poniżej jest plac zabaw, na którym dokazywała grupa chłopców w wieku wczesnoszkolnym. Na odgłos syren nie przerwali swoich zabaw, nie zamarli w bezruchu, nie zamilkli. Ale po chwili zmienili temat rozmowy. – Znowu się pali! – wykrzyknął jeden z nich.
To nie pożar, to Powstanie
Reakcja była uzasadniona. Kilka dni temu w pobliżu naszego osiedla był potężny pożar, który strażacy gasili przez kilkanaście godzin. Nic więc dziwnego, że chłopcy zaczęli się nerwowo rozglądać, wypatrując kłębów dymu. Po chwili jednak jeden z nich wyprowadził ich z błędu. – To nie pożar. Chodzi o Powstanie – wyjaśnił.
Jego koledzy ewidentnie nie wiedzieli, o czym on mówi, bo zaczęli dopytywać, o co chodzi z tym powstaniem. A ja w tym momencie przestałem żałować, że stoję na balkonie. – To była taka straszliwa bitwa w Warszawie – rozwinął temat chłopiec. A na pytanie, dlaczego była straszna, odparł, że "umarło w niej bardzo dużo ludzi".
Potem padły kolejne pytania, bo dzieciaki były autentycznie zainteresowane tematem i chciały się dowiedzieć więcej. Chłopiec miał już jednak problemy z udzieleniem bliskich prawdzie odpowiedzi. Stwierdził, że to było dawno temu, kiedy nawet nie żył jeszcze jego dziadek, a Warszawę zaatakowali wtedy "chyba Ruscy".
Krótko mówiąc, jego wiedza na temat tych strasznych wydarzeń sprzed 80 lat była znikoma. Ale, przypomnę, ten chłopiec ma 6, może 7 lat. Jeśli nawet chodzi już do szkoły, to dopiero poznaje literki, a historii będzie się uczył dopiero za parę lat. To, co miał do powiedzenia o Powstaniu, musiał więc gdzieś usłyszeć. I zrobiło to na nim wrażenie, skoro trochę informacji zapamiętał. Warto więc docenić, że jednak wiedział, dlaczego 1 sierpnia o godzinie 17 wyją syreny. Bo, niestety, nie jest to wiedza powszechna, o czym świadczą odpowiedzi, jakie padały w ulicznych sondach, które można obejrzeć w internecie.
Siła opowieści
Ale budujące jest nie tylko to, że ów chłopiec cokolwiek wiedział na temat Powstania Warszawskiego. Widok jego kolegów, którzy z rozdziawionymi buziami słuchali jego wywodów, też mnie poruszył. No bo podobno to jest pokolenie wychowane ze smartfonem w ręku, które nie interesuje się niczym poza oglądaniem durnych filmików w internecie. Cóż, na szczęście nie jest to prawda. Słuchając tych chłopców, zrozumiałem, że jak znajdzie się ktoś, kto umie ciekawie opowiadać, to dzieciaki będą chciały go słuchać. Trzeba tylko umieć rozbudzić zainteresowanie i mieć cokolwiek do powiedzenia.