"To był bardzo przyjemny dzień. Od rana było cieplutko, więc spakowałem trochę rzeczy i poszedłem na plażę w Jelitkowie. Choć zaczęły się już wakacje, było pustawo, więc wybrałem sobie miejsce dość daleko od wejścia i rozłożyłem się na kocu". Tak zaczyna się list, który przysłał do nas pan Paweł, mieszkaniec Gdańska i stały bywalec plaży w Jelitkowie. Jak zaznaczył, w tygodniu dużo pracuje, dlatego w weekendy chce odpocząć, a najlepiej relaksuje się na plaży. Niestety, zwykle ktoś mu ten relaks zakłóca. I zwykle są to rodziny z dziećmi. Tak było też minionej niedzieli.
"Na plaży są trzy źródła irytującego hałasu. Najgorsi są ci plażowi handlarze, którzy drą się na cały regulator 'Gorrrrrąca kukurydza!' albo 'Lody, piwo, zimne napoje'. Ale taki drze się nad uchem przez chwile i idzie dalej. Gorsi są rodzice, którzy usadzą tyłki na kocyku i głosowo sterują swoimi bombelkami" – pisze dalej pan Paweł.
Jak twierdzi, śmiech, piski i wrzaski dzieci go tak nie irytują, bo trudno oczekiwać od kilkulatka, żeby siedział cicho i gapił się w morze. Tak jak trudno oczekiwać od mew, że nie będą krążyć nad taflą wody i drzeć dziobów. "Od rodziców oczekiwałbym jednak, że uszanują to, że na plaży są też inni ludzie i nie będą im wrzeszczeć nad uchem".
Zdaniem pana Pawła takie zachowanie rodziców wynika po trosze z braku kultury, a po trosze ze zwykłego lenistwa. Jako przykład podaje małżonków, którzy minionej niedzieli rozłożyli się z parawanem z dwójką kilkuletnich dzieci tuż obok niego. "Oboje chcieli odpocząć, więc zalegli na kocykach. No ale byli odpowiedzialnymi rodzicami, więc cały czas doglądali, co robią ich dzieci. A dzieci, jak to dzieci, chciały do wody. 'Dobrze, idźcie, ale nie wchodźcie głębiej niż do kolan. I bawcie się tak, żebyśmy was cały czas widzieli' – zakomenderował tata. No i się zaczęło" – wspomina nasz czytelnik.
Z jego relacji wynika, że tata maluchów cały czas doglądał swoich pociech. I co chwila wydawał im polecenia. "Nie wchodź tak głęboko", "Nie chlap na ludzi", "Nie rzucaj piaskiem", "Włóż czapkę, bo udaru dostaniesz" – krzyczał.
No właśnie, krzyczał. "Wszystko by było w porządku, gdyby zadał sobie odrobinę trudu, poderwał zadek z koca i po prostu podszedł do tych swoich dzieci. Wtedy ani ja, ani reszta plażowiczów w promieniu kilkuset metrów nie musielibyśmy słuchać jego wrzasków nad głowami" – mówi pan Paweł.
Nasz czytelnik w końcu się wkurzył i powiedział swojemu plażowemu sąsiadowi, że jego hałaśliwe zachowanie jest uciążliwe dla innych. "Wtedy spojrzał na mnie i zapytał, czy mam dzieci. Powiedziałem, że mam, a on na to, że w takim razie powinienem rozumieć, co to znaczy martwić się o innych. Wtedy już nie wytrzymałem i mu powiedziałem, że jak się tak bardzo martwi o te dzieci, to niech ruszy dupę, podejdzie do nich i raz a porządnie im wytłumaczy, jak mają się zachowywać, żeby nie musiał ciągle zwracać im uwagi. A jak już to robi, to" – wspomina pan Paweł.
Skończyło się pyskówką, w trakcie której nasz czytelnik zebrał swoje rzeczy i przeniósł się w inną część plaży. Po tym doświadczeniu rozumie, dlaczego tak wielką popularnością cieszą się hotele czy kurorty, do których nie mają wstępu rodziny z małymi dziećmi. Jego zdaniem dobrym pomysłem byłoby też wprowadzenie na publicznych plażach takich "stref wolnych od bombelków". Nie z powodów owych bombelków, ale ich hałaśliwych rodziców.
Czytaj także: https://dadhero.pl/291779,chorwacja-z-malym-dzieckiem-na-wakacje-o-czym-trzeba-pamietac