Mówi się, że rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania. Ten układ się sprawdza, ale pod warunkiem, że babcia czy dziadek swoimi pomysłami nie niszczą tego, na czym zależy mamie i tacie dziecka. Jeśli tak się dzieje, to rozpieszczanie staje się podłożem rodzinnych konfliktów. Tak właśnie skończyła się historia, którą opisał w liście do redakcji pan Marek.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W planach na wieczór było wspólne wyjście do kina na "Diunę 2", a potem kolacja w ulubionej pizzerii. Ale to niejedyny prezent, jaki pan Marek z żoną przygotowali swojemu 13-letniemu synowi z okazji Dnia Dziecka. Chłopak chce sobie kupić rower do jazdy downhillowej, więc postanowili mu dołożyć parę złotych. A dokładnie 300 złotych. Tyle, żeby zmotywować go do dalszego zbierania. Zawsze starali się tak robić, bo chcieli, by Kajetan znał wartość pieniędzy.
Babcia dała dużo więcej
Prezent ucieszył chłopaka. Ale szybko się okazało, że gest rodziców był mizerny w porównaniu z tym, na co zdobyła się teściowa pana Marka. "Wręczyliśmy Kajetanowi te pieniądze, on podziękował, po czym powiedział, że ma już prawie całą potrzebną kwotę. Trochę mnie to zdziwiło, bo zaczął zbierać zaledwie kilka miesięcy temu. Wtedy mi powiedział, że babcia z okazji Dnia Dziecka przesłała mu 2,5 tysiąca. Myślałem, że mnie szlag trafi" – napisał pan Marek.
Na pierwszy rzut oka jego reakcja jest dziwna. Bo jaki rodzic nie cieszy się z tego, że jego dziecko dostało taką sumę na zakup tego, o czym marzy? Problem polega na tym, że teściowa pana Marka nie konsultowała tego pomysłu ani z nim, ani z jego żoną.
"Zadzwoniłem do niej i zapytałem, dlaczego wysłała młodemu tyle kasy i nawet nas o to nie zapytała. A ona na to, że Kajetan to jej jedyny wnuczek, więc ma prawo dawać mu takie prezenty, jakie chce. I że to nie nasza sprawa. No to jej powiedziałem, że moje dziecko to jednak moja sprawa. I skończyło się awanturą" – wspomina pan Marek.
Mój wnuk, moja decyzja
Awantury by nie było, gdyby to był pierwszy raz. Ale babcia wiele razy dawała Kajetanowi zbyt drogie prezenty lub zbyt duże sumy pieniędzy. I to nie tylko z okazji urodzin, Bożego Narodzenia czy innych świąt. Wystarczyło, że wnuczek ją poprosił, a ona już otwierała portfel lub robiła przelew.
"My go od najmłodszych lat uczymy, że pieniądze nie spadają z nieba, że oboje musieliśmy się sporo uczyć, żeby zdobyć pracę, która pozwala nam zarabiać. Teraz miałem nawet pomysł, żeby podpowiedzieć Kajtkowi, by w wakacje znalazł sobie jakąś dorywczą pracę, na zmywaku czy przy zbieraniu czereśni, i w ten sposób sobie zarobił na ten rower. Ale babcia jak zwykle uznała, że wnusiowi się wszystko należy" – żali się pan Marek.
Jak twierdzi, po kłótni z teściową ochota do świętowania Dnia Dziecka mu minęła. Ale nie to jest najgorsze. Pan Marek jest przekonany, że babcia zepsuła mu nie tylko ten dzień, ale że zepsuła mu dziecko. „Kajtek mnóstwo kasy przepuścił na głupoty. Babcia sprawiła, że nie nauczył się rozsądnego gospodarowania swoimi pieniędzmi, więc gospodaruje nierozsądnie. Był moment, że wręcz szpanował forsą – zapraszał kolegów na pizzę, na lody. To udało mu się wybić z głowy, ale nie wiem, czy na długo, skoro źródełko babcinych pieniędzy nie wyschło” – mówi pan Marek.
Babcia daje, to po co oszczędzać
I nie wyschnie, bo teściowa – mimo wielu rozmów, a nawet awantur, nie zamierza zmieniać swojego postępowania. Mówi, że jako babcia ma wręcz obowiązek obdarowywać wnuka. A obowiązkiem rodziców jest nauczyć Kajtka, by nie marnował pieniędzy na niepotrzebne wydatki. "Według niej ona jest dobrą babcią, bo pomaga wnusiowi. A to, że on część tych pieniędzy przepuścił, to nasza wina, bo go nie nauczyliśmy oszczędzania" – twierdzi pan Marek.
Jego teściowa nie ma złych zamiarów. Zapewne chce dobrze. Ale do tego, co robi, idealnie pasuje powiedzenie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że w ten sposób zniweczyła starania rodziców, którzy chcieli, by Kajtek nauczył się szacunku do pieniędzy i umiał nimi racjonalnie zarządzać.
Zdaniem ekspertów dziecko można nauczyć tego tylko w taki sposób, by uzmysłowić mu, że skarbonka, portfel rodziców czy bankomat to nie są przedmioty magiczne, które wyczarują każdą kwotę. I pokazać, że jeśli wyda swoje pieniądze, np. kieszonkowe, to po prostu ich nie będzie. A jeśli dziecko bezmyślnie przepuszcza swoje oszczędności, a rodzice czy dziadkowie nie widzą w tym problemu, a nawet wciąż dają kolejne kwoty, to dziecko zapewne wyrośnie na miłośnika zakupów, który niezależnie od wysokości zarobków zawsze ma długi.