Kampania Paseadores de Niños ruszyła w marcu. Wtedy też na profilu tej marki na Instagramie pojawiły się pierwsze ogłoszenia o wyprowadzaniu dzieci na spacer. "Praca, dom, dzieci... Wiemy, że coraz trudniej jest ogarnąć wszystko. Nie martw się, nasza nowa usługa wykwalifikowanych specjalistów zajmie się prowadzeniem dzieci po najbardziej zielonych placach zabaw w całym mieście" – czytamy w jednym z anonsów. "Wiemy, jak ważna jest dla dzieci aktywność na świeżym powietrzu i jak czasami jest ona skomplikowana. Dlatego nasi spacerowicze pomogą ci z dziećmi i wyprowadzą je na dwór" – napisano w kolejnym anonsie.
Kampania od początku wywołała oburzenie. "Spacer z dzieckiem jak z psem. Co dalej, postaw miskę z karmą?" – pisał jeden ze zbulwersowanych internautów. "Mięso armatnie dla niezrównoważonych ludzi, przytłoczonych rodzin i bezbronnych dzieci. (…) Mam nadzieję, że rodzice są świadomi i odpowiedzialni" – grzmiał inny komentujący. "Antypedagogiczny, łamiący prawa dziecka pomysł" – oburzała się jedna z matek.
Prawdziwa afera wybuchła jednak dopiero wtedy, gdy twórcy usługi Paseadores de Niños pokazali, jak owo wyprowadzanie dzieci będzie wyglądało. Na opublikowanych plakatach i spocie widać było mężczyznę, który prowadził grupkę dzieci na smyczach. "Pierwsza usługa polegająca na wyprowadzeniu dzieci na zewnątrz dla ciebie! Napisz do nas, aby zatrudnić jednego z naszych spacerowiczów" – napisano w poście pod filmikiem.
https://www.instagram.com/reel/C4i1YIfoqzn/?utm_source=ig_web_copy_link&igsh=MzRlODBiNWFlZA==Powiedzieć, że po tej publikacji rozpętało się piekło, to nic nie powiedzieć. Pokazanie, że dziecko można prowadzić na spacer jak psa, sprawiło, że ludziom puściły nerwy. W komentarzach zaroiło się od słów ostrej krytyki, zarówno pod adresem pomysłodawców akcji, hiszpańskiej klasy politycznej, jak i społeczeństwa. Że straciło wartości, jest nastawione na zarabianie pieniędzy, żyje za szybko i w efekcie rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci, przez co powstają takie "chore pomysły". Pojawiły się też oczywiście groźby i zapowiedzi zniszczenia firmy.
Ta gorąca dyskusja sprawiła, że twórcy kampanii postanowili odkryć karty. "Usługa Paseadores de Niños NIE JEST PRAWDZIWA. Prawdą jest jednak, że w Hiszpanii wiele dzieci wychodzi na zewnątrz średnio tylko na 35 minut dziennie, czyli o połowę mniej niż nasze zwierzęta domowe. A brak ruchu na świeżym powietrzu może powodować i nasilać krótkowzroczność u dzieci" – napisano w kolejnym poście.
Wtedy też okazało się, że za kampanią stoi sieć hiszpańskich salonów optycznych Multiópticas, a celem akcji było uświadomienie ludziom, że dzieci za długo siedzą przed ekranami telewizorów i smartfonów, a za mało czasu spędzają na dworze. Efektem są coraz powszechniejsze problemy ze wzrokiem. "Krótkowzroczność dotyka już prawie 4 miliony chłopców i dziewcząt w Hiszpanii. A prognozuje się, że liczba ta będzie nadal znacząco rosła, a w najcięższych przypadkach będzie powodować w przyszłości poważne problemy z oczami" – napisano w poście.
Autorzy kampanii stwierdzili też, że jeśli rodzice nie zadbają o to, by dzieci spędzały czasu na świeżym powietrzu, to epidemia krótkowzroczności u dzieci będzie postępować i młodzi Hiszpanie będą "zamazanym pokoleniem".
Czytaj także: https://dadhero.pl/288341,alienacja-rodzicielska-kampania-fundacji-kocham-cie-tato