Mój syn w lutym skończył 18 lat. Bardzo szybko złożył wniosek o dowód osobisty i odbierał go z dumą, bo to potwierdzenie, że jest dorosły. W najbliższą niedzielę może po raz pierwszy w życiu skorzystać z jednego z przywilejów dorosłości i zagłosować w wyborach. Ale wcale się do tego nie pali. "W październiku to były ważne wybory. A teraz to decyzja o tym, na której ulicy załatają dziury” – mówi. Nie jest wyjątkiem, z badań wynika, że większość polskich nastolatków nie docenia wagi wyborów samorządowych. Jak zatem namówić dziecko, by w niedzielę poszło do urny?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od razu trzeba sobie powiedzieć, że nie jest to łatwe. "Powiedziałbym nawet, że to zadanie karkołomne. Z naszego badania wynika bowiem, że ludzie w wieku 18-25 lat są grupą najmniej chętną do udziału w wyborach samorządowych" — mówi dr Maciej Sychowiec, politolog z Uniwersytetu SWPS, współautor badania "Polskie generalne studium wyborcze".
Jak dodaje, nastolatkowie uważają te wybory za mało ważne, wręcz bumerskie, bo mają przekonanie, że chodzi o wybór wójta, radnego, burmistrza, czyli "jakiegoś gościa z wąsem", który nie ma żadnego wpływu na ich życie. "Żeby przekonać nastolatka, że jest inaczej, że te wybory są istotne, trzeba odwoływać się do ich potrzeb, wskazywać na to, jak mogą skorzystać" – twierdzi dr Sychowiec. Jak to zrobić?
Ty też możesz coś zyskać
Ludzie lubią angażować się w działania, które przynoszą im korzyści. Dotyczy to także nastolatków. To należy wykorzystać, chcąc przekonać dziecko do wzięcia udziału w wyborach samorządowych, które ono uważa za nieistotne.
"Trzeba odwołać się do jego doświadczeń z lokalnego życia. Zapytać, czy ma gdzie się umówić ze znajomymi. Wtedy może się okazać, że w przestrzeni miasta nie ma miejsca, w którym młodzież lubi się spotykać. Albo zapytać, czy ma jak dojechać na takie spotkanie, jeśli nie podwiozą go rodzice. Wtedy taki nastolatek może sobie uświadomić, że komunikacja publiczna w jego mieście nie odpowiada jego potrzebom i chciałby to zmienić" - radzi dr Sychowiec.
Takich "obudzonych potrzeb" może być więcej, wystarczą proste pytania. "Lubisz pływać, ale na basen musisz dojeżdżać, bo u nas nie ma", "W sąsiednim mieście zbudowali skatepark, a u nas nic", "W tamtej wsi postawili siłownię plenerową, a naszego wójta nie można się o to doprosić", "Fajnie by było mieć w pobliżu ściankę wspinaczkową, co?". Jednym słowem wystarczy odwołać się do pasji, zainteresowań naszego dziecka. I pokazać mu, że od wyniku tego, co nazywa "plebiscytem na wuja z wąsem" zależy to, czy ono będzie mogło realizować swoje potrzeby blisko domu.
Kto zrobi, a kto tylko obiecuje
Podczas rozmowy z moim synem powiedziałem, że w wyborach samorządowych kandyduje kilka osób, które znam osobiście, znam ich dokonania i wiem, czy warto im zaufać. "To dobry argument, warto go użyć. W rozmowie z dzieckiem trzeba podkreślać, że ludzie, których wybieramy, mają nas reprezentować, a my mamy prawo kontrolować, czy wywiązują się ze swoich obietnic wyborczych. W przypadku władz samorządowych jest to łatwiejsze" - mówi dr Maciej Sychowiec.
Chcąc namówić nastoletnią córkę czy syna do głosowania, warto wspólnie przyjrzeć się kandydatom. I poszukać w ich programach obietnic, których realizacja może być ważna dla naszego dziecka. Jeśli nasz syn uważa, że w mieście potrzebny jest skatepark, to warto sprawdzić, kto planuje go zbudować. I wspólnie zastanowić się, czy ten człowiek rzeczywiście dotrzyma słowa, czy wpisał to sobie do programu, żeby pokazać, że myśli o młodych.
Taka analiza programów wyborczych zmniejszy ryzyko, że nastoletni wyborca, który głosuje po raz pierwszy czy drugi w życiu, przeżyje rozczarowanie i za kilka miesięcy uzna, że zmarnował swój głos. To bowiem może skutecznie zniechęcić do udziału w kolejnych głosowaniach.
Konkrety, nie idee
Jednym z powodów, dla których nastolatkowie nie chcą głosować w wyborach samorządowych, jest brak otoczki "starcia ideologii". "Młodzi ludzie w Polsce są bardzo spolaryzowani i zaangażowani ideologicznie. Widać to było podczas październikowych wyborów parlamentarnych, podczas których ruszyli do urn, bo głosowaniu towarzyszyła ta otoczka starcia dwóch wizji Polski. Wybory samorządowe nie mają tej temperatury, więc nie budzą u młodzieży zainteresowania" - twierdzi dr Sychowiec.
To jednak paradoksalnie też można wykorzystać jako argument w rozmowie z dzieckiem, które nie widzi sensu w głosowaniu na wójta, burmistrza czy radnych. Można powiedzieć, że po ostatnich wyborach parlamentarnych warto trochę odpocząć od sporów światopoglądowych i wpłynąć na to, jak zmieni się nasze najbliższe otoczenie. Nie zdecydują przecież o tym ci, którzy kłócą się w Sejmie czy różnego rodzaju programach telewizyjnych, ale ci, na których będziemy głosować w najbliższą niedzielę.
Warto pamiętać o jeszcze jednej, być może kluczowej sprawie. Nastolatek raczej nie pójdzie na wybory samorządowe, jeśli będzie widział, że jego rodzice mają je w nosie. Żeby przekonać, warto dać przykład.