Antek jest jego oczkiem w głowie. Marzy o tym, że kiedyś przebiegną razem maraton. No, może chociaż półmaraton. Kiedy jest z synem, Michał Wrzosek, doktor dietetyki, nie ma czasu na nic innego. To dzięki narodzinom syna nauczył się zatrzymywać w codziennej gonitwie. Nam twórca Centrum Respo opowiada o tym, jak lubi spędzać czas z synem, dlaczego wspólne gotowanie z dzieckiem to jeden z najlepszych sposobów budowania więzi oraz dlaczego chciałby, żeby jego firma przestała istnieć.
Reklama.
Reklama.
Karolina Stępniewska, DadHero:Co dziś Pan przygotował na śniadanie?
dr Michał Wrzosek: To samo, co zawsze, czyli kanapki. Bo ja praktycznie codziennie jem kanapki. Dla mnie to jest takie danie, które można przygotować bardzo szybko, nawet w biurowej kuchni, na wiele różnych sposobów. Ale to mogą być zdrowe sposoby, więc prawie codziennie w różnej kombinacji, a podstawą jest duża ilość warzyw i pełnoziarniste pieczywo.
I rodzina też chętnie je te kanapki?
Tak, to akurat u nas wszystkich się bardzo zgadza, że na śniadanie prawie zawsze są kanapki. W weekendy może są trochę bardziej na wypasie, z jakimś jajkiem w koszulce, jakiś tost z awokado, coś z jajecznicą na przykład. Ale tak, to i dla Antka, i dla żony, też są bardzo często właśnie kanapki.
A poza tym, co Antek lubi najbardziej jeść?
Bardzo lubi owsiankę z różnymi owocami i dodatkami. Lubi zupy. Bardzo lubi też wrapy, naleśniki, owoce, ale i oczywiście jakieś trochę już mniej zdrowe produkty, czyli na przykład kotlety z kurczaka od babci. To jest coś, co może zjeść w naprawdę dużej ilości. I lody też. Lody zdecydowanie.
I nie zapala to w panu dietetycznej czerwonej lampki? Kotlety, lody?
Ja podchodzę do tego tak, że nie da się wymazać mało zdrowego jedzenia, jak słodycze, chipsy i typowo przetworzone produkty, z naszej rzeczywistości. Każdy z nas je widzi przecież codziennie. Widzimy je w sklepie, widzimy, jak inni jedzą, widzimy je w reklamach.
Ważne jest raczej to, żeby o tym rozmawiać i edukować dzieci, dlaczego to nie jest jedzenie, które powinniśmy jeść codziennie oraz jakie są tego konsekwencje. Na przykład po dużej ilości słodyczy czy cukru, czy w ogóle jedzenia, boli brzuch. I edukować przede wszystkim pozytywnie, że takie pomidory są zdrowe, bo są źródłem likopenu, a to jest substancja, która jest dobra dla naszego serca. A z kolei płatki owsiane mają błonnik, który wypełnia brzuch.
Dla mnie nie ma czegoś takiego jak zabronione jedzenie. Chodzi o właściwe proporcje zdrowego do mniej zdrowego jedzenia, więc takie zwykłe standardowe słodycze też pojawiają się w naszym domu. Czasem wyjdziemy na pizzę i czasem wyjdziemy na lody. Ale na co dzień jemy zdrowe i możliwie najmniej przetworzone jedzenie. I kluczem właśnie jest ta relacja zdrowego do mniej zdrowego.
Ile lat ma teraz Antek?
3 lata i 8 miesięcy.
To jest w takim wieku, że pewnie trochę panu pomaga już w kuchni?
Tak, bardzo! My w ogóle bardzo dużo razem przygotowujemy posiłków i dla mnie to jest jedna z największych frajd i jeden z najlepszych sposobów spędzania czasu. Bo ja bardzo lubię spędzać czas w kuchni, a bardzo często mi go brakuje, żeby robić to samemu. Na przykład, kiedy Antek już zaśnie, to bardzo często nie chce mi się już przygotowywać posiłków na jutro. Są też ważniejsze rzeczy, każdy z nas chce odpocząć, a uważam, że połączenie gotowania ze spędzaniem czasu razem z dzieckiem to same plusy.
Jakie?
Po pierwsze mamy małego pomocnika, który może nam pomóc przygotować ten posiłek. Po drugie szykowanie posiłków i jedzenie ich wspólnie z dziećmi to jest tak naprawdę najlepsza nauka i edukacja żywieniowa. W trakcie przygotowywania jedzenia możemy opowiadać o tym, co jest ważne, czemu teraz mieszamy, do czego służy jajko w przepisie, a jednocześnie jakich dostarcza nam wartości odżywczych. A potem ważne jest wspólne jedzenie tych posiłków.
Jest coś, co mnie trochę śmieszy, a z drugiej strony przeraża. Są takie filmiki na TikToku, które w ostatnim czasie są bardzo popularne, na których na przykład mama czy tata trzymają duży liść sałaty przed ustami, a tak naprawdę z tyłu mają batonika. I jedzą właśnie ten batonik, ale pokazują dziecku, że jedzą sałatę. Dzieci to wszystko wyłapują. A chodzi o to właśnie, żeby dawać dobry przykład i samemu żyć zdrowo, żeby te zdrowe nawyki zaszczepić u dzieciaków.
Często myślę o wspólnym gotowaniu z dzieciakami i przebywaniu razem w kuchni jako o silnie więziotwórczym czasie.
Tak, to jest po prostu też superfajny czas spędzony razem. A w pewnym sensie jest to też praktyczne, bo możemy zrobić coś, czego potem nie będziemy musieli robić sami i jeszcze wychodzą z tego jakieś korzyści. I tak, dla mnie to też jest taki bardzo bliski czas, który mogę spędzić z synem.
A czy teraz jakoś przedświątecznie się udzielacie? Pierniki już pieczecie?
Tak! Mamy przepis na idealne pierniki. Już jedno podejście w weekend mieliśmy, ale jeszcze wyszły trochę za kruche, więc w ten weekend znowu będziemy trochę modyfikować przepis, żeby go dopracować, i wtedy, jeśli nam wyjdzie tak, jak chcemy, to dopiero opublikujemy go w social mediach. Ja mam taką zasadę, że jak publikuję jakieś przepisy, to tylko te, które naprawdę wychodzą i są naprawdę smaczne.
A oprócz wspólnego gotowania, co jeszcze lubi Pan w byciu ojcem?
Pierwszą myślą, która przychodzi mi do głowy, jest to, że jestem osobą, która odkąd wstanie, to już sekundę później ma tysiąc myśli w głowie o tym, co dziś trzeba zrobić, jak to zrobić i jak to zrobić szybko i dobrze. Te myśli galopują w mojej głowie od pierwszej sekundy. I przez długie lata nie miałem czegoś, co potrafiło mnie wyciągnąć z tego galopu i pędu pracy. A czas spędzony z Antkiem jest właśnie to robi. Można powiedzieć wręcz, że to mindfulness.
W takich momentach odkładam telefon komórkowy, nie ma mnie dla nikogo. Nie interesuje mnie nic innego. Nagle robię takie rzeczy, których nigdy sam bym nie zrobił. Na przykład czekanie w jakiejś długiej kolejce po coś, to nie jest rzecz, którą ja, jako osoba dorosła, sam bym robił. Bardzo nie lubię kolejek, one mnie frustrują, nie lubię czekać. Lubię, jak wszystko jest tu i teraz. A teraz, gdy czekamy z Antkiem, czy to do wejścia na jakąś atrakcję, czy to w kolejce po lody latem, czy gdziekolwiek, to to wszystko jest w porządku.
Dla mnie czas z synem, gdybym miał to ubrać w jedno konkretne zdanie, to czas, kiedy nic innego się nie liczy, tylko ja i on. Rodzina. Najbliżsi. I to jest wspaniałe.
Czy było coś, co pana zaskoczyło w ojcostwie? Wiadomo, że wszyscy mamy jakieś oczekiwania związane z tym, jak będzie wyglądało rodzicielstwo.
Uważam, że jeszcze jestem zbyt mało doświadczonym tatą, żebym mógł się już o tym wypowiadać. Mogę oczywiście powiedzieć, na jakim etapie jestem, ale myślę, że to ważne, żeby podkreślić, że Antek jest moim pierwszym dzieckiem i ma dopiero trzy i pół roku, więc ten ojcowski staż mam stosunkowo mały. Ale nie, nic mnie nie zaskoczyło na razie. Myślałem wręcz, że wszystko będzie trudniejsze. Nawet z takich błahych rzeczy.
Na przykład zakładałem, że zmienianie pampersa jest jakąś bardzo trudną rzeczą, którą będę musiał opanowywać przez wiele dni, tygodni czy nawet miesięcy, żeby to umieć zrobić dobrze. A okazuje się, że za drugim razem można to zrobić perfekcyjnie. Do tej pory pamiętam, jak robiłem to w jakichś najróżniejszych, dziwnych miejscach.
Fajnie, że Pan o tym wspomina, bo mam wrażenie, że nadal, mimo że ten współczesny ojciec jest dużo bardziej zaangażowany w opiekę nad dzieckiem niż ojcowie z poprzednich pokoleń, to wciąż słyszy się głosy, że trochę się tych zadań boi. Pan nie miał takich obaw?
Na początku, gdy Antek miał dosłownie kilka tygodni czy miesięcy, to myślę, że oboje z żoną mieliśmy dużo obaw, Ale to nie jest też tak, że tego nie robiłem. W każdą rzecz, którą mogłem zrobić (bo z wiadomych powodów karmić piersią nie mogłem), byłem zaangażowany.
A czy kiedy pan myśli o przyszłych latach z Antkiem, jest coś takiego, na co pan szczególnie czeka?
Nie mam takich bardzo konkretnych momentów. Zależy mi na tym, żebyśmy dopóki się tylko da, spędzali jak najwięcej czasu razem. I zależy mi na tym, żeby to był taki głeboki czas. Oczywiście można spędzać razem czas przed telewizorem i to też jest w porządku, ale to nie jest wtedy taki czas głęboki, który buduje relację, tworzy silne więzi.
Odkąd Antek skończył 2 latka, regularnie wyjeżdżamy gdzieś sami, tylko we dwoje, albo na przykład sami, ale w gronie moich kolegów, którzy też mają dzieci i zabierają je ze sobą. Takie wyjazdy w męskim gronie z dziećmi. Już kilka takich wyjazdów miało miejsce. A w tym roku byłem z Antkiem kilka dni sam na Chorwacji. To jest dla mnie taki czas, który rzeczywiście spędzamy razem. Bez pośpiechu, tego codziennego: “Chodź, śpieszymy się, już, wychodźcie z tego samochodu”.
W tych specjalnych momentach razem mamy na wszystko czas. Mogę podążać za nim, patrzeć, czego on chce, czego potrzebuje. Oczywiście na co dzień też staram się to robić, ale nie żyjemy w wyimaginowanej bańce. Każdy w pewnym momencie zaczyna się śpieszyć i te zwykłe dni wyglądają trochę inaczej niż te, które teraz próbuję nakreślić. Bardzo staram się dbać o to i pielęgnować, żeby było ich jak najwięcej.
Jest jednak jedna rzecz, na którą czekam. Odkąd Antek skończył roczek, bardzo dużo z nim biegam. Początkowo pakowałem go w wózek biegowy i myślę, że razem przebiegliśmy w tym czasie może nawet tysiąc kilometrów. I mam taką nadzieję, że może kiedyś przebiegniemy razem jakiś wspólny bieg, może nawet półmaraton czy maraton?
Bardzo Wam tego życzę. A czy jest coś, co napawa Pana lękiem, jeśli chodzi o jego przyszłość?
Nie jestem osobą, która widzi lęki. Jeżeli pojawia się jakiś problem, to podchodzę do niego w sposób sprawczy i konstruktywny. Staram się znaleźć najlepsze możliwe rozwiązanie, nie jestem osobą, która pisze przed sobą pesymistyczne scenariusze i myśli, co złego mogłoby się wydarzyć.
Pana syn jest w spektrum autyzmu. Co Państwa skłoniło do szukania diagnozy?
Niepokoił nas, mnie i żonę, niewystarczający względem rówieśników postęp w rozwoju mowy i trudności komunikacyjne. Antek na przykład rzadko wołał o uwagę. Jak zaczynał się bawić, to nie było kontaktu wzrokowego, czegoś w stylu: “Patrz, mamo!”, albo chociaż chęci z jego strony, żeby ktoś inny zobaczył, co on robi. To były takie dwa elementy, które skłoniły nas do tego, żeby sprawdzić, co się dzieje.
Diagnoza miała miejsce w zeszłym roku w grudniu. I to jest dobry przykład dla tego, o czym mówiłem przed chwilą: zamiast rozkładać ręce i mówić: “Co teraz będzie?”, to po prostu – zgodnie z planem polecanym przez ekspertów, czyli psychologów, logopedów itd. – zmieniliśmy przedszkole ze zwykłego na terapeutyczne, które bardziej odpowiada potrzebom Antka. Ma tam zajęcia, które powodują wyrównywanie tych niedoborów, które się pojawiły. Zapisaliśmy go także na dodatkowe zajęcia logopedyczne.
I po tym czasie, odkąd zareagowaliśmy, czyli w sumie niecały rok, bo przedszkole zmieniliśmy jakoś w styczniu albo na samym początku lutego, jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Ten rok był rokiem fantastycznego postępu Antka, z czego jestem bardzo zadowolony i szczęśliwy.
Wczesna diagnoza jest szczególnie ważna, żeby szybko móc zacząć pracę.
Dużo osób nam mówiło, że rodzice bardzo często, nawet już po diagnozie, trochę próbują to wypierać, i zamiast szukać dopasowanego wsparcia, które może naprawdę bardzo dużo zdziałać, działają na zasadzie: nie, to na pewno błąd, to wszystko się poprawi. I w ten sposób nie dostarczają prawidłowego wsparcia dla tego małego człowieka.
Sam bardzo często, odkąd zakomunikowałem diagnozę Antka w swoich social mediach, dostawałem wiadomości od różnych rodziców, że oni są w takiej samej sytuacji. I że brakuje im pokierowania, co dalej, co trzeba zrobić. To jest na pewno problem, który wymaga edukacji społeczeństwa, a w szczególności rodziców, którzy się z nim mierzą.
Czy są jakieś trudności, które wiążą się z autyzmem u Pana syna? Z którymi wciąż się mierzycie?
Nie chodzi o to, że chciałbym, żeby ta rozmowa była jakaś taka supersłodka. Zupełnie nie to jest moim celem. Ale od pewnego czasu takich trudności nie widzę. My z Antkiem robimy bardzo dużo różnych rzeczy. Bardzo rzadko, oprócz gotowania, spędzam czas z Antkiem w domu. Moją największą miłością nie jest układanie klocków. Moja żona to uwielbia, a ja wolę kiedy coś się dzieje. Dlatego bardzo często spędzamy czas właśnie z moimi znajomymi, z rówieśnikami, z dziećmi w wieku Antka, z dziećmi starszymi. I chodzimy też na wiele różnych zajęć, pływanie, taniec, piłkę nożną, gimnastykę.
I od pewnego czasu uważam, co też mówili nam terapeuci po diagnozie, że w tak młodym wieku można bardzo szybko nadgonić i wyrównać różne aspekty tego funkcjonowania w spektrum. I wydaje mi się – mam nadzieję, że nie mam klapek na oczach i taka jest rzeczywistość – że to rzeczywiście nastąpiło, bo ja nie widzę obecnie trudności.
A co z tą pracą, którą Pan tak lubi? Czytałam wiele opinii w mediach społecznościowych o tym, jak pomaga Pan ludziom osiągnąć wymarzoną figurę, zdrowie, poprawić jakość życia. Co to dla Pana znaczy, kiedy myśli Pan o tym, co stworzył?
To bardzo dużo dla mnie znaczy. Przede wszystkim dlatego, że ja sam miałem taki problem, bo jako nastolatek byłem otyły i z tą otyłością musiałem sobie poradzić wtedy sam. Nie miałem wsparcia u rodziców i bliskich. Jak kiedyś w szkole się ze mnie śmiali, że byłem gruby, to potem się ze mnie śmiali, że próbowałem coś z tym zrobić i generalnie, co by człowiek nie zrobił, to zawsze było źle.
Przez dłuższy czas byłem obiektem drwin. I wiem, jak dużo samozaparcia, konsekwencji i siły woli wymagało ode mnie, żeby to zmienić. Dążę teraz do tego, żeby nikt nie musiał być z tym problemem sam, jeżeli już się z nim zmaga, tylko żeby otrzymał profesjonalną pomoc, której ja wtedy potrzebowałem.
A edukując ludzi, mam nadzieję, że w pewnym momencie uda się też zapobiegać temu, czyli sprawić, żeby coraz mniej osób w ogóle miało ten problem. Zresztą to też jest misją mojej marki – doprowadzić do takiego stanu świata, w którym moja firma nie będzie potrzebna, jakkolwiek to biznesowo źle nie zabrzmi. Ale tak – moim celem jest nauczyć wszystkich ludzi na świecie zdrowo jeść, tak, żeby już nikt nie musiał się zmagać z problemem nadwagi czy otyłości, czy chorobami, którym można było zapobiec właściwym stylem życia. I wtedy moja misja będzie zakończona.
Czy to znaczy, że jest pan marzycielem czy realistą?
Myślę, że w tym przypadku gdzieś pośrodku. To jest coś, co wymaga wielu, kilkuset lat pracy, edukacji, żeby to mogło rzeczywiście nastąpić. Ale jeśli się nie zacznie tego robić, to też nigdy się nie skończy.
Chcę też podkreślić, że nie jestem samotnym ojcem. Mam żonę, która jest ogromnym wsparciem. Drugą, jeśli nie bardziej, istotną połówką. W kwestii wychowania naszego syna, gdyby nie ona, nie byłbym w stanie się spełniać. Realizować swojej kariery zawodowej i wykonywać tylu aktywności związanych z pracą. Przez wszystkie te lata moja żona była dla mnie wsparciem w budowaniu tej firmy i mojej działalności w internecie.
Ja dzisiaj ugotowałam moim dzieciom żurek na obiad. Bardzo źle czy niekoniecznie?
To zależy od tego, co jest wkładką tego żurku. Nie porównywałbym nigdy takiego żurku do czipsów, słodyczy czy jakichś restauracji typu fast food. To jest zdecydowanie bardziej zdrowy posiłek. Pewnie można go zrobić jeszcze troszeczkę zdrowiej. Będzie średnio zdrowy, jeżeli napakujemy go dużą ilością kiełbasy i boczku na przykład, a bardziej zdrowy jeżeli uda nam się przemycić tam jeszcze jakieś warzywo i nie będzie tego boczku, a będzie więcej jajka.
To jest właśnie fajne w dietetyce i w takim podejściu do żywienia, że myślimy o tym, jak, jedząc czegoś więcej, możemy sprawić, że będzie to zdrowsze. Bardzo często, gdy ktoś chce schudnąć albo zadbać o siebie, myśli przede wszystkim o tym, czego nie będzie robił: nie będę jadł od jutra słodyczy, nie będę jadł makaronu, nie będę jadł na mieście. A raczej powinniśmy zacząć myśleć o tym w drugą stronę, czyli na przykład zrobić sobie obietnicę: od jutra będę jeść więcej warzyw.
To jest stosunkowo prostsze do wykonania i tak naprawdę może być dla nas bardziej wartościowe, bo jedzenie większej ilości warzyw może jednocześnie wpłynąć na to, że będziemy jeść mniej słodyczy. Po prostu nasz brzuch będzie bardziej pełny, bo warzywa mają taki wpływ na nasz organizm i gwarantują uczucie sytości, a przez to nie musimy robić sobie zakazów. Te zakazy są dla nas bardzo często zgubne, bo jak sobie czegoś zakazujemy, to mamy na to jeszcze większą ochotę.
W ogóle ocenianie pojedynczych potraw czy posiłków to jest jedna z najgorszych rzeczy i krzywd, jakie można sobie wyrządzić. Bo nawet jeżeli zjemy jeden mniej zdrowy posiłek, to kluczowe jest to, jak wyglądały pozostałe posiłki. Problem jest wtedy, gdy dziecko czy dorosły zaczyna dzień od miski mleka z płatkami z cukrem, potem wypije jakiś soczek, potem coś tam jeszcze zje, a później w drugiej części dnia jakieś słodycze. No to wtedy mamy problem.
Dr Michał Wrzosek. Doktor dietetyki i żywienia. Businessman, twórca Centrum Respo. Słynny pogromca nadprogramowych kilogramów, autor książki "Projekt: Zdrowe życie".