"Muszę przyznać, że długo zastanawiałem się, czy w ogóle poruszać ten temat. Kiedy postanowiłem, że podzielę się tym ze światem, nie wiedziałem, od czego zacząć. W jakie słowa ubrać ten list, by nikogo nie urazić, ale, by dosadnie ‘powiedzieć’, o co tutaj chodzi"– kiedy zaczynałam czytać list od naszego czytelnika, przyznaję, byłam pewna obaw.
Reklama.
Reklama.
"Muszę to napisać. Dzieci potrafią być brutalne. Zdaję sobie sprawę, że niektóre pewnych słów nie mówią celowo. Często nie są świadome tego, że tym, co powiedzą, mogą bardzo skrzywdzić drugą osobę. Tak też się stało w naszym przypadku. Słowa bardzo skrzywdziły naszą rodzinę. Powstała rana, póki co wielka, głęboka i przerażająca.
Czar prysł
Nasz 7-letni syn, Mikołaj, jest niezwykle wrażliwym chłopcem. Wszystkim się bardzo przejmuje, wszystko bierze do siebie. Dokładnie analizuje, rozpatruje, rozmyśla. Bardzo kochałem jego mamę, przez kilka lat byliśmy bardzo szczęśliwi. Mam wrażanie, że czar prysł w momencie, w którym zostaliśmy rodzicami. Natłok obowiązków, choroby, brak jakiegokolwiek czasu dla siebie zniszczyły to, co było między nami.
Nawet dobrze nie wiem, kiedy zaczęliśmy się od siebie oddalać. Kiedy zorientowałem się, że dzieli nas naprawdę wiele, że niemalże ze sobą nie rozmawiamy, nie ma bliskości, intymności, było już za późno. Próbowaliśmy rozmawiać, coś naprawiać, ale bezskutecznie. Tak jak sobie o tym teraz myślę, chyba nikomu nawet się już nie chciało. Żadne z nas nie miało siły, zabrakło chęci, motywacji.
Oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że bardzo go krzywdzimy, że ranimy naszego syna. Czuliśmy, że powinniśmy zrobić to dla niego. Postarać się, wysilić, zawalczyć, zawojować. Nie zrobiliśmy tego. Trudno, stało się. Kiedy Mikołaj miał trzy lata, rozwiedliśmy się. Synkiem zajmowaliśmy się na przemian, jednak mieszkał z mamą.
Gwiazdka z nieba
Staraliśmy się, by mu niczego nie zabrakło. By miał wszystko, o czym zamarzy. Czasami nawet odnosiłem wrażenie, że trochę przesadzamy. Dla niego ważniejszy był czas spędzony z nami. Z drogich prezentów nie cieszył się tak jak z beztroskich, wspólnych zabaw na placu zabaw.
Z czasem Mikołaj pogodził się z naszym rozstaniem, wydaje mi się, że zaakceptował całą sytuację. Wiem, że czasami było mu ciężko. Zdarzało się, że przed snem w jego oczach pojawiały się łzy. Mówił, że wolałby zasypiać w objęciach mamy i taty, a nie tylko jednego rodzica.
Po co to zrobili?
W tym roku nasz poszedł do nowej szkoły, do pierwszej klasy. Nowe otoczenie, nowi znajomi, nowa rzeczywistość. Na jednej z pierwszej lekcji, podczas rozmów o rodzinie, dzieci w klasie dowiedziały się, że Mikołaj mieszka tylko z mamą, a ze mną się 'widuje'. Chłopcy od razu zaczęli mu dokuczać.
Po rozmowie z nauczycielką, którą przeprowadziłem niedawno, dowiedziałem się, że koledzy powiedzieli mu, że tata go nie kocha, bo się od niego wyprowadził. Choć wychowawczyni od razu zareagowała, Mikołaj przyjął wszystko do siebie.
Odsunął się
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on we wszystko uwierzył. W każde słowo kolegów. Odwrócił się ode mnie. Kiedy chciałem się z nim spotkać, usłyszałem, że nie chce znać takiego taty, że ma mnie dość. Nie mogłem zrozumieć, o co chodzi, co takiego się wydarzyło. Przecież zawsze mieliśmy ze sobą świetny kontakt. Mama Mikołaja również była zaskoczona, o niczym nie wiedziała.
Zaczęliśmy szukać źródła takiego zachowania. Dopiero po rozmowie z nauczycielką, wszystko zrozumiałem. Choć próbowałem rozmawiać, tłumaczyć, wyjaśniać, póki co mój jedyny syn nie chce mi wierzyć w żadne słowo. Odwraca się, zamyka w pokoju. Była żona także próbowała go przekonać, wyjaśnić, że to, co powiedzieli chłopcy, nie jest prawdą. Póki co bezskutecznie. Droga Redakcjo, proszę o pomoc. Co mam zrobić w takiej sytuacji? Jak mogę odzyskać syna?".