Z Kamilem Baleją, tatą dwójki dzieci, polskim prezenterem radiowym, telewizyjnym i dziennikarzem rozmawiałam o rodzicielstwie. Takim prawdziwym, bez lukru i kolorowania rzeczywistości.
Klaudia Kierzkowska: Jesteś twórcą podcastu "Tato no weź", autorem książki o takim samym tytule. Znajdziemy cię również w mediach społecznościowych. W każdym z tych miejsc pokazujesz, jak wygląda prawdziwe rodzicielstwo. Po co to robisz?
Kamil Baleja: Kiedy patrzyłem na to, co się dzieje w internecie, jak wygląda wizerunek polskiego ojca, polskich rodziców, miałem wrażenie, że wszyscy jesteśmy tak mocno naprężeni, że za chwilę nam wszystkim żyłka pęknie. Pewnego pięknego dnia pomyślałem sobie, że mam dosyć tego polukrowanego wizerunku i chciałbym pokazać ludziom, że bycie mamą, bycie tatą to jest super sprawa, przepiękny czas, ale także orka.
Codzienny maraton, który biegniesz, mając na plecach 40-kilogramowy plecak wypełniony kamieniami. Cel był jeden, uśmiechnijmy się. Wrzućmy wszyscy na luz. Pokażę wam, że można się śmiać z tego, jak się jest tatą, jak się jest mamą, Wszystko z lekkim przymrużeniem oka. Jest to pewnego rodzaju konwencja. Cel jest jeden i chyba skuteczny, bo bardzo często czytam w komentarzach jedno zdanie – u nas jest tak samo.
Wspomniałeś o lukrze. Dlaczego wciąż tak wiele osób udaje, że rodzicielstwo to przepiękna, bezproblemowa przygoda życia?
Żyjemy w Polsce, w kraju, w którym każda dziewczynka z mlekiem matki wysysa - będę kiedyś matką Polką. Każda dziewczynka rodzi się niestety z piętnem – nie jestem wystarczająco dobra i będę oceniana przez moją mamę, babcię, ciocię i inne kobiety. Z jednej strony tyle mówimy o siostrzanym podejściu do życia, o fajnym i szeroko rozumianym feminizmie, który pojawia się w przestrzeni publicznej. Z drugiej strony zobacz, jak kobiety oceniają inne kobiety. Zobacz, jak bardzo kobiety są krytyczne w stosunku do swoich koleżanek z pracy, do swoich dzieci. Niestety, bycie w naszym kraju niedoskonałą mamą wiąże się z pewnego rodzaju społecznym ostracyzmem, a po drugie, mam wrażenie, z gigantycznym dysonansem, który każda kobieta ma w sobie. Nie jestem wystarczająco dobrą mamą, bo zostałam zaprogramowana na bycie idealną kobietą, idealną dziewczynką. Z jednej strony udajemy, że jest super fajnie, a potem, kiedy gasną światła jupiterów, kiedy zostajemy sam na sam z własnymi myślami, to pojawia się płacz, zgrzytanie zębów.
Wspomniałeś o matkach Polkach. Dlaczego twoim zdaniem rodzice wpajają dzieciom zaburzony obraz matki Polki – zmęczonej, spracowanej kobiety, na której barkach spoczywa wychowanie dziecka i zadbanie o rodzinę? Po co robimy to swoim dzieciom?
Chyba robimy to nieświadomie. Nie potrafimy inaczej. Zauważ, że jesteśmy chyba pierwszym pokoleniem, które mówi o emocjach, rodzicielstwie bliskości, podążaniu za własnymi uczuciami. W poprzednich pokoleniach nie istniały rozmowy o tym, co się wydarzyło w sferze emocjonalnej. To były rozmowy lakoniczne, to były rozmowy sprowadzające się do zaspokojenia potrzeb materialnych, potrzeb fizjologicznych. Nie jesteś głodna/głodny, nic się nie boli.
Czy kiedykolwiek, ktokolwiek, w ubiegłych pokoleniach naszych rodziców, naszych dziadków, pytał, co czujesz, jak się z tym czujesz, jak ci z tym? Dajesz radę? Jak ci nasi rodzice mieli nam przekazać ten emocjonalny fundament? Nie potrafili tego. I to my jesteśmy pierwszym pokoleniem, które próbuje to robić, niestety nieudolnie. Mam też takie obawy, że dzisiaj rozmawiamy z perspektywy człowieka z dużego miasta i to jest chyba największy grzech wszystkich, którzy mówią o rodzicielstwie.
Duże miasta bardzo często stawiają na emocje. Jednak w mniejszych miastach dostęp do rozmów, do specjalistów, nie mówiąc o psychologii i psychiatrii dziecięcej, leży i to nie leży na kolanach, a po prostu jest przywalony politycznym gruzem, którego nikt nie ma nawet ochoty tknąć.
Strach ruszać.
Lepiej mówić o tym, że będzie lepsza dieta w szpitalach, aniżeli o tym, co jest naprawdę problemem. O tym, że nastolatki sobie nie radzą z własnymi emocjami, że popełniają samobójstwa, że pięć autobusów nastolatków każdego roku odbiera sobie życie. Dzieciaki mają problemy z własną seksualnością, bo nikt z nimi nie rozmawia, bo w naszej szkole w ogóle nie ma przestrzeni na rozmowę o seksualności. Jestem trochę przerażony tym wszystkim. Jestem przerażony tym, w jakim świecie żyją nasze dzieci. I też tym, jaka odpowiedzialność spoczywa na barkach rodziców.
Mam wrażenie, że osoby żyjące w większym mieście częściej korzystają z pomocy psychologa, psychoterapeuty, psychiatry. W małych miejscowościach wizyta u takiego specjalisty jest wstydem. Kiedy pójdziemy z dzieckiem do specjalisty, zostaniemy wyśmiani, będziemy wytykani palcami.
Zobacz, jakich słów użyłaś. Pójdziemy – my rodzice, my z tobą pójdziemy i razem przebrniemy przez te problemy. Zmiana zaczyna się od języka. Bardzo wielu rodziców użyłoby słów – pójdziesz, mnie to nie dotyczy, tylko ciebie. Jest taka stygmatyzacja polskiej psychologii. Mój syn użył najpiękniejszego zdania na świecie. Powiedział mi kiedyś, kiedy rozmawialiśmy wieczorem o emocjach. Tata, bo emocje są jak mrówki. Ale co masz na myśli? Wiesz, jak masz taką jedną mrówkę w sobie, to sobie z nią poradzisz, ale jak nic z nią nie zrobisz, to za chwilę będziesz miał mrowisko i z tym będzie już gorzej.
Powróćmy do idealnego rodzicielstwa. Nie odnosisz wrażenia, że często udajemy, jak jest doskonale i świetnie, bo sami przed sobą wstydzimy się przyznać, że nie dajemy rady?
Oczywiście. Z jednej strony matka Polka, o której mówiliśmy, a z drugiej ojciec. Mężczyzna nigdy się nie przyzna do błędu. Mężczyzna został wychowany w takim archetypie macho i to jest jakaś potworna zaraza. Mężczyzna z jednej strony ma być wrażliwy, zaradny, ale gdzieś tam z tyłu głowy cały czas słyszy, że chłopaki nie płaczą.
Takie frazesy, które były wrzucane przez szeroko pojęte środowisko – nauczycielki, ciocie, babcie. Niestety, to cały czas funkcjonuje. Ten młody człowiek od małego spotyka się z poprzednimi pokoleniami, które budują w jego głowie pewnego rodzaju dysonans. Ja bym sobie życzył, żeby mężczyźni częściej mówi o swoich problemach. Przede wszystkim ojcowie, żeby nie bali się przyznać, że nie ogarniają. To normalne.
Kto ogarnia wszystko, będąc rodzicem? Kto ogarnia dziecko, które rodzi się bez instrukcji obsługi? Wracamy ze szpitala z tą małą istotną i co dalej z nią zrobić? Przechodzi położna środowiskowa, udzieli kilku wskazówek i na tym się kończy pomoc. Nie zapominajmy o kobietach, od których wręcz wymaga się karmienia piersią, bo Światowa Organizacja Zdrowia zaleca. Zrzućmy z siebie presję, to taki postulat, który mam w głowie od wielu, wielu lat - żebyśmy przestali się wzajemnie oceniać, żebyśmy przestali wzajemnie mówić sobie i innym – jesteś beznadziejna.
Zastanawiam się, czy zakładając kanał w social mediach i dzieląc się ze światem prawdziwym obrazem rodzicielstwa, nie bałeś się, że spadnie na ciebie fala hejtu?
Spada cały czas. W tym roku kończę 40 lat, pracuję w mediach od 20 lat, więc spędziłem tam połowę życia. Usłyszałem chyba wszystkie możliwe epitety. Teraz doszło, że jestem patologicznym ojcem, beznadziejnym ojcem, że robię krzywdę własnym dzieciom. Co będzie, jeśli one kiedyś zobaczą w internecie te treści?
Nie ukrywam, że cały czas boję się o moje dzieci. Zapewne zauważyłaś, że one są w internecie, ale ich nie ma. Występują trochę jako bohaterowie drugiego planu, choć często odgrywają główną rolę. Chcę, na tyle na ile mogę, uchronić moje dzieci przez zdarzeniem z internetem. Przeraża mnie to zero-jedynkowe postrzeganie kontentu internetowego. Wracając do pytania. Trudno, mając tylu obserwatorów, nie mieć wrogów. Zawsze znajdą się osoby, które mają problem ze sobą i które używają swojej frustracji. Polacy są dość zamkniętym społeczeństwem.
Nie masz wrażenia, że ojcostwo traktowane jest po macoszemu? To kobieta rodzi dziecko, zajmuje się domem, a mężczyzna "tylko" zarabia pieniądze. Po powrocie z pracy, kładzie się na kanapie i czeka, aż żona poda mu obiad.
Narysowałaś piękny obrazek poprzednich pokoleń, który każdy gdzieś pamięta. Zastanówmy się, jaką ogromną pracę musi wykonać współczesny mężczyzna, żeby się wyrwać z tego schematu.
Żeby poradzić sobie z tym, że jest innym ojcem niż ten ojciec z tego rysunku. To bardzo trudna robota. Kiedy próbuje być bardziej zaangażowany, to usłyszy od swojej żony – zostaw, ja zrobię to lepiej. Dlaczego, z założenia jesteśmy na straconej pozycji? Mamy dwa skrajnie wykluczające się poglądy. Z jednej strony, współczesny model matki zmierza do tego, by mężczyzna był tak samo zaangażowanyjak kobieta, ale z drugiej strony, wypychamy mężczyzn z tego świata. Kobiety cały czas tworzą taką przestrzeń, że mężczyzna jest zły, wiele nie potrafi. Na pewno jak zostanie sam z dzieckiem, będzie leżał na kanapie z piwskiem, a o dziecku zapomni – nie nakarmi, nie przewinie.
O rodzicielstwie można by mówić godzinami. Skoncentrujmy się na tym, co twoim zdaniem jest w tej przygodzie najtrudniejszego? Co cię rozczarowało, zaskoczyło?
Zaskoczyło mnie to, jak dużo czasu to zajmuje, głównie na tym etapie bardzo podstawowym. Jak bardzo rodzicielstwo jest wymagające i czasochłonne. Kiedy zdarzają się dni, że dzieci nie ma, to ja nie wiem, co zrobić z tym czasem – nie trzeba odebrać, ugotować, ogarnąć, pomóc ze sprzątaniem, myciem zębów.
Choć moje dzieci mają 8 i 10 lat, są potwornie wymagające. Zaskoczyło mnie również to, jak bardzo dzieci będą wymagały ode mnie samorozwoju. To największa zmiana, która zaszła we mnie i zachodzi każdego dnia. Sprawia, że chcę być lepszym ojcem. Te dwie małe istotki motywują mnie do rozwoju, doskonalenia. Nie sądziłem, że dzieci potrafią być aż tak inspirujące.
W przeciągu tych 10 lat pojawiły się momenty zwątpienia? Chwile, w których myślałeś, że nie dasz rady?
Taki moment był na samym początku, kiedy urodziło się nasze pierwsze dziecko. Pamiętam, jak córka zaczęła chorować, pojawiły się gorączki. Byliśmy przerażeni, nie wiedzieliśmy, co robić. Do tego dochodziło niewyspanie, podenerwowanie. To był taki moment, kiedy mieliśmy dosyć wszystkiego, mieliśmy dość siebie i całego świata. Nikt nam nie mówił, że tak to będzie wyglądało. To miało być piękne, miało być wspaniałe, a okazało się zderzeniem z rozpędzoną lokomotywą.
Musiało minąć naprawdę sporo czasu, żebyśmy potrafili poskładać się na nowo, jako rodzina, jako małżeństwo. Gdy się pojawia dziecko, z jednej strony spływa na ciebie ogromna miłość, ale z drugiej następuje totalne przedefiniowanie słów mąż i żona.
Kolejnym momentem zwątpienia było trafienie do szpitala z podejrzeniem rotawirusa. Doskonale to pamiętam. To jedno z mocniejszych wspomnień. Toaleta była na piętrze wyżej, nie było miejsca dla rodziców. Spaliśmy na krzesłach, staraliśmy się jakoś funkcjonować. Pamiętam dzień, w którym podjęliśmy z żoną bardzo trudną decyzję, żeby zabrać dziecko z tego szpitala. Badali, nic się nie działo. Powiedzieliśmy, że chcemy wyjść. Dostałem do podpisania klauzulę, że na swoje barki biorę ryzyko śmierć mojego dziecka. Czuliśmy, że wszystko jest dobrze, że dziecko jest zdrowe, a tu taki dokument. To największy koszmar.
Wiele przeżyłeś, wiele się dowiedziałeś. Podsumowując to wszystko – jaką masz jedną radę dla młodych rodziców?
Bądźcie. Bądźcie z tymi dziećmi na tyle, na ile możecie. Na pewno jesteście wystarczająco dobrymi rodzicami. Uwierzcie w to. Wrzućcie na luz.
Czytaj także: https://dadhero.pl/292139,rodzicielstwo-skorupki-jajka-sprawdz-jak-wplywa-na-twoje-dziecko