Zaczęło się od Czarnego Piątku, później mieliśmy czarny weekend, tydzień, miesiąc... Sklepy i marki z chęcią wydłużają okres promocji, by nabić kasę, a nas zostawić z kolejnymi niepotrzebnymi rzeczami. No bo taniej, w promocji, poza tym inni też kupują, a mi okazja ma przejść obok nosa?
Reklama.
Reklama.
Koniec listopada testuje naszą odporność na zakupoholizm, kusząc kolejnymi promocjami w ramach tzw. Czarnego Piątku, z angielskiego Black Friday. W tym roku to "święto" wyjątkowe, wyjątkowo czarne, bo w cieniu wojny, nieodległej jeszcze pandemii i inflacji. Ale paradoksalnie, tegoroczny karnawał hiperkonsumpcji może być nawet huczniejszy, wszak za te wszystkie trudne emocje, stres i ciosy na głowach możemy sobie odbić kupnem pary butów, albo nowego telewizora.
Nie daj się kupić
Tegoroczny Czarny Piątek, ale i cały okres promocyjny można potraktować jako niezły test naszych prawdziwych potrzeb. Trudne lata i ostatnie miesiące sprawiają, że szukamy różnych sposobów, by odreagować. Jednym z takich sposobów są zakupy - ot, szybki zastrzyk dopaminy i już człowiekowi jakoś lepiej. Zapominamy jednak o tym, że wybierając się do galerii handlowej, albo klikając "KUP" idealnie wpisujemy się w excell'owskie założenia marketingowców, którzy bawią się nami, kupującymi, jak marionetkami.
Nagle okazuje się, że do domu potrzebujemy tostera, nowej kanapy i dwóch wielbłądów, a kupione miesiąc wcześniej buty już nam się nie podobają, więc bierzemy nowe. Niestety w przypadku Black Friday stara zasada kapitalizmu - wykreuj u konsumenta potrzebę - sprawdza się pod koniec listopada idealnie. A kreowanie tej potrzeby jest bardzo proste - przez faktyczne, albo pozorne obniżenie ceny.
W tym przypadku polecam przy każdym zakupie,nie tylko w okresie Czarnego Piątku, zadać sobie jedno proste pytanie: czy ja naprawdę tego potrzebuję?Odpowiedź "nie" powinna nas otrzeźwić.
Nie idź za stadem
Listopadowy sezon promocji wynika oczywiście z prób wydłużenia przedświątecznego okresu zakupowego. Mieli za tym stać lobbyści z sieci amerykańskich sklepów, którzy w latach 30. XX wieku wymusili przeniesienie Święta Dziękczynienia na czwarty, a nie ostatni piątek listopada. Tradycyjnie to po tym święcie Amerykanie rozpoczynali bożonarodzeniowe zakupy, a dzięki zmianie ruszali do sklepów wcześniej, by zostawiać w nich gotówkę. Zakupowe szaleństwo co roku skutkowało kolejkami, tłumami i wieloma incydentami, przez co filadelfijska policja już w latach 60. nazwała ten dzień Czarnym Piątkiem.
I ten społeczny aspekt jest kolejnym, poza obniżką cen, niezwykle ważnym elementem, który co roku przyciąga do sklepów (i przed ekrany komputera) wielu spragnionych konsumentów. Nikt nie chce się czuć jak przysłowiowa "gapa", która przegapiła te wszystkie wspaniałe promocje! Kolega kupił, koleżanka kupiła, nawet ten tamten spod dwudziestki piątki wtaszczył nowiutki telewizor do mieszkania, a ja jak łachudra siedzę z pustymi rękami? Dwudziesty pierwszy wieku - nie masz szans wyrugować z nas zachowań stadnych i długo się to nie zmieni. Prędzej rozpirzymy tę planetę.
Black Friday jednym z jeźdźców Apokalipsy
Jeśli konsumpcjonizm, a wręcz kapitalizm miałyby przybrać jakąś formę, to z pewnością byłaby to czarna peleryna z napisem "SALE", a w naszej rzeczywistości "WYPRZEDAŻ". Czarny piątek skutecznie napędza spiralę konsumpcjonizmu i utwierdza nas w przekonaniu, że kupowanie jest fajne, umacniając solidne i tak fundamenty kapitalizmu. A co się liczy w kapitalizmie? Zysk. A z zyskiem w pakiecie - zatrucie środowiska, smog, niewolnicza praca w fabrykach ubrań i wymierające gatunki. Orangutan niech spada na drzewo. Jeśli mu go jeszcze nie wycięli.
W takie dni, czy wręcz okresy, jak koniec listopada (Black Friday, Black Week, etc.) ten konsumpcyjny silnik działa jak na turbo doładowaniu, podczas gdy my skutecznie zacieramy nasz silnik emocjonalny. W zakupowej szamotaninie i wydzieraniu sobie łupów na całym świecie w okresie Black Friday dochodzi do bijatyk, giną nawet ludzie. W 2008 roku 34-letni pracownik nowojorskiego Walmartu został przez tłum stratowany na śmierć.
Pozwól sobie na prawdziwy luksus
Marki mają świetne sposoby na sprzedawanie rzeczy zapakowanych w emocje, stany, albo przywileje. Od lat skutecznie wmawiają nam, że słodycze są warte więcej niż tysiąc słów, znaczą wdzięczność, albo podziękowania. Zamek do drzwi, albo zapięcie do roweru będzie wedle reklamy bezpieczeństwem. No i absolutnie nie kupujemy biżuterii... kupujemy luksus! A wręczając naszyjnik ukochanej osobie oczywiście wyznajemy miłość. Łatwo złapać się w sieć tych zmyślnych haseł i kampanii zespołów marketingowych.
A co powiecie na luksus pozostania w domu? Luksus czasu wolnego, który spędzicie tak, jak chcecie i jak naprawdę tego potrzebujecie, a nie pod dyktando próbujących na was zarobić? W Czarny Piątek absolutnie nie słuchajcie się korporacji, nie słuchajcie też piszącego te słowa. Posłuchajcie się siebie. Być może odkryjecie w sobie wasze wewnętrze zwierzę - czarną owcę, która w Czarny Piątek rządzi.