Każdy kraj ma swojego Krzysztofa Ibisza. W przypadku USA jest nim zdecydowanie Tom Cruise, który w nowym "Top Gunie" nadal błyszczy śnieżnobiałymi zębami i kruczoczarnymi włosami. A skoro już pokusicie się o wyjście do kina, by polatać wśród wspomnień dzieciństwa, to zerknijcie także na to (subiektywne) zestawienie najlepszych filmów lat 80.
Reklama.
Reklama.
Wiecie, że w kinach pojawił się nowy "Top Gun: Maverick". Pewnie wiecie, bo portale filmowe zasypują się recenzjami i oceniają stary-nowy klasyk. Od kilku lat hollywoodzcy gracze biorą się za odświeżanie dobrze znanych filmów.
Część widzów psioczy, że najwyraźniej doszliśmy do końca filmografii i teraz tylko seriale, a inni zacierają ręce, by przeżyć swoje dzieciństwo jeszcze raz. Z, o zgrozo, tymi samymi bohaterami, którzy jak Tom Cruise w ogóle się w tym czasie nie zestarzali.
Lata 80. to kino wielkiej przygody, często tej kosmicznej i nieprawdopodobnej. Niesamowity sukces "Powrotu do przyszłości" to zasługa m.in. codziennych wynalazków, które miały towarzyszyć nam w roku 2000. Choć nie korzystamy z latających deskorolek, to sentyment do filmu o nastolatku bajerującym własną matkę pozostał.
1. "E.T."
Odrzucając na bok wszystkie dziwności, polecam bodajże najdziwniejszy z tworów filmowych tamtego okresu. Mowa o kultowym "E.T.". Kogo nie zapytam, w jego wspomnieniach jest to jeden z uznawanych za najlepszy film tamtych lat.
Choć, gdy sama oglądałam go nawet niedawno, początek w ciemnym lesie, przez który przebiega tajemnicza postać, wydał mi się dość toporny i żenujący. Sam E.T. porusza się dość sztywno i widać, że technologia tworzenia kosmicznych postaci była dość osobliwą sztuką. Niemniej opowieść o przyjaźni, samotności i budowaniu relacji pozostaje ciekawa i uniwersalna.
2. "Terminator"
Kolejny filmem, do którego warto wracać, jest oczywiście "Terminator". Niezapomniany Arnold Schwarzenegger stworzył kreację filmową, która pobudzała wyobraźnię i, nie bójmy się powiedzieć, odpowiadała ciężkiej figurze kulturysty.
Mit buntu maszyn i przejęcia przez nie kontroli nad światem został przez tamte i następne dziesięciolecia przemielony już kilkadzisiąt razy. Jednak odsłona stworzona przez Jamesa Camerona była bardzo sugestywna. Klimat podbija nocne Los Angeles. Przestrzenna zabudowa, kult młodości i wszystkie inne skojarzenia z miastem aniołów zostają zderzone z posępnym spojrzeniem T-800.
Wszystkie kolejne części, które powstały potem są ułamkiem grozy, którą wzbudził pierwszy film. Historia jest prosta - bezduszna maszyna musi zabić Sarę Connor, przywódczynię rebeliantów. Człowiek kontra technika. A patrząc teraz na Arnolda, który pozostaje jednym z najbardziej lubianych i szanowanych aktorów oraz przywódców administracyjnych jesteśmy w stanie uwierzyć, że "Terminator" rzeczywiście był i pozostanie nieśmiertelny. Hasta la vista, baby!
Nie bez kozery producenci filmowi żerują na sentymentach milenialsów i reaktywują "Gwiezdne Wojny" oraz "Indianę Jonesa". Kino nowej przygody, którego przedstawicielami są te filmy, były przeznaczone dla szerokiej publiczności - wolne od przemocy i golizny. Plotka głosi, że same "Star Warsy" nie były oceniane jako hit kinowy, a Lucas najwięcej zarobił na gadżetach, które wypuszczono zaraz po prezentacji filmu.
3. "Poszukiwacze zaginionej Arki"
Podobnie było z Indianą. Nie dość, że przed ekrany przyciągnął widzów genialny Harrison Ford, który zagrał w obu produkcjach, to jeszcze filmom towarzyszył świetnie rozegrany komercyjny sukces związany z zabawkami.
"Poszukiwacze zaginionej Arki" po latach ogląda się dobrze, choć jak wszystkie filmy z tamtego okresu, bywa odbierany jako obraz ze zbyt wolno rozwijającą się akcją. Możecie obejrzeć ten film z dziećmi, ale raczej starszymi, bo światło i scenografia przypominająca wnętrza kanałów oblepionych zmurszałym papierem toaletowym, pozostawiają wiele do życzenia i mroczny klimat może przestraszyć młodszych widzów.
4. "Gwiezdne Wojny"
"Gwiezdne Wojny" polecam każdemu i zawsze, choć niezależnie od części na ustach pojawia się u widzów kpiący uśmieszek. Nie ukrywajmy, że fabuła pierwszych części jest oderwana od rzeczywistości, kosmiczne stwory wyglądają jak mokry sen entomologa, a Luke jest totalnym mięczakiem. Fajnie jednak wiedzieć, gdzie swoje źródełko mają hity takie jak "Łotr 1" czy "Solo".
5. "Rain Man"
Zaczynamy i kończymy zestawienie kreacjami Toma Cruise'a, ale co zrobić, jeśli kino lat 80. kręciło się wokół kilku wielkich nazwisk. A Harrison Ford i Tom z pewnością byli w czołówce wszystkich zestawień.
Niemniej być może zapomnieliście, ale pod koniec dekady wyszedł "Rain Man" - genialna opowieść o męskich relacjach. Tom jest tutaj człowiekiem sukcesu - świetna robota, śliczna narzeczona, czyli klasyczny wymuskany Cruise. Życie jednak zaskakuje go wiadomością, że w zakładzie zamkniętym przebywa jego brat, który ma autyzm. Dzisiaj raczej uznalibyśmy, że grubą przesadą jest wsadzanie za kraty osobę cierpiącą na tę przypadłość, ale 40 lat temu czasy były inne.
Historia filmowa "Rain Mana" to szlagier. Walka pieniędzy z biedą, prestiżu z pogardą, normalności... no właśnie. Z inną normalnością. Jeśli miałabym powiedzieć, jaki jest najbardziej "męski" film w tym zestawieniu to zdecydowanie byłaby to opowieść o relacji Charliego i Raymonda Babbittów.