400 osób na basenie bez limitu. Czy straciliśmy już wszystkie instynkty samozachowawcze? Chciałam pójść z dzieciakami na basen w niedzielę w nowym roku, ale po tym, co zobaczyłam, zupełnie tam nie wrócę do końca pandemii.
Nikt nie przestrzega limitów osób na basenach. Jeśli nie przepisy, to zdrowy rozsądek powinien tego wymagać od zarządzających pływalniami.
Na ekranie już wyświetlała się liczba ponad 350 osób, a w kolejce na schodach i w szatni już bez butów ze spokojem była kolejna setka.
Tabliczka w holu basenu zachęcała do przychodzenia na basen z paszportami szczepień.
Witki opadają. Jak Boga kocham, nie mam już siły walczyć z pandemią. Tym bardziej że takich ludzi jak ja, którzy przestrzegają zaleceń, szczepią się, a maseczka niemal wrosła im w twarz, jest już niewielu.
Przekonałam się o tym wczoraj.
Naiwnie pomyślałam, że skoro Warszawa jest pusta w niedzielę po Nowym Roku, to jest szansa, że skoczymy z dziećmi na basen na godzinkę.
Jakże się myliłam! Pełen parking samochodów i tłumy szturmujące drzwi kazały nam się wycofać. Ale gwoździem do trumny wycieczki było obwieszczenie, które można było dostrzec zaraz za drzwiami pływalni.
Przy wejściu do szatni stoi tabliczka z napisem: "Z paszportem COVID możesz wejść na basen bez względu na limit".
I zdecydowanie było to widać, że limit wszyscy tu mają głęboko w... kąpielówkach.
Na ekranie już wyświetlała się liczba ponad 350 osób, a w kolejce na schodach i w szatni już bez butów ze spokojem była kolejna setka.
Równie dobrze, zamiast kasjera na parterze mógłby siedzieć urzędnik sanepidu, który wręczałby pływakom skierowania na kwarantannę.
Chodziliśmy na "warszawiankę" często, bo jest tam świetny zakątek dla dzieci i zjeżdżalnie, które mnie nie paraliżują. Zawsze wybieraliśmy godziny najmniejszej aktywności (poranek lub późny wieczór).
Ale nigdy, jeśli na pływalni przebywało dużo osób. A wczoraj o godz. 13.00 było ich prawie 400 i jeszcze przybywało.
Zapraszanie wszystkich, zaszczepionych i niezaszczepionych do jednej szatni, do jednej wody, do jednej tuby zjeżdżalni uważam za nieodpowiedzialne.
Wedle danych do 3 stycznia 2022 roku w Polsce podano łącznie 47 005 555 szczepionek, a liczba osób w pełni zaszczepionych wynosi 21 049 453.
To tylko połowa. W Warszawie co prawda jest zaszczepionych 71,3 proc mieszkańców, ale to nie zmienia faktu, że szczepionka chroni przed ciężkim zachorowaniem, ale nie blokuje transmisji wirusa.
Wystarczy jeden bobas, który choruje bezobjawowo, by zakazić inne osoby, a te przeniosą "intruza" na swoje rodziny.
Czasem trudno mi uwierzyć, że żyjemy dwa lata w pandemii, a ludzie za nic mają sobie wprowadzane ograniczenia.
I nie mam tu tylko pretensji do osób, które skorzystały w świąteczne dni z basenów i innych form "zamkniętej" rekreacji, ale także do ośrodków, które pozwalają na takie błazeństwa jak 500 osób na zamkniętej przestrzeni.
I wymieniam "Park Wodny" w Warszawie jako przykład. Jeden z wielu. Jeszcze przed świętami media społecznościowe zalała wiadomość, że obostrzenia w kinach to kpina. A zachowanie dystansu społecznego w galeriach handlowych, w których limit wynosi 3 tysiące osób? Po co? Na co? Jaki ochroniarz ich zliczy?
Skoro nikt nie chce lockdownu na dużą skalę, proszę o jedno, o rozsądek. Gdy widzisz 300 osób na pływalni, wyjdź, wróć do domu i napuść wody do wanny. Zdrowiej na tym wyjdziesz.