
Reklama.
Kamil opowiedział nam, że w jego przedszkolu rodzice dzieci poszli jeszcze dalej. Najpierw nie mógł uwierzyć, ale gdy jego dziecko przyniosło z urodzin klocki za kilka stów, zorientował się, że sprawa jest poważna i nieźle wdepnął.
"Nie minął tydzień przedszkola, gdy młody dostał dwa zaproszenia na urodziny. Jakaś sala zabaw, jakieś kulki i zjeżdżalnie, standard. Kupiliśmy mały prezent i z radością podreptaliśmy na miejsce imprezy. Zaskoczyło mnie to, że stół był zastawiony prezentami, bo w zabawie miało wziąć udział jakaś 10. dzieci".
Przekonał się, że jubilat w tym dniu nie otrzymał żadnych prezentów, oprócz tego, który wręczył koledze jego syn. Góra paczek była przeznaczona dla innych dzieci.
Na kolejnych urodzinach zobaczył ten sam obrazek. "To były prezenty po kilka stów, naprawdę. Klocki, a na drugich urodzinach gra planszowa i stos słodyczy".
Tata mówi, że jego syn był zachwycony, ale on sam przewidując, że za miesiąc jego syn również ma urodziny, raczej się zmartwił.
"W tym roku zmieniliśmy przedszkole. Chciałem, aby syn się zaaklimatyzował i zaproszenia na urodziny potwierdziły mi, że syn jest lubiany. Tylko że teraz bardziej przypomina to "pokazówę" rodziców typu "stać mnie". Wyobrażenie sobie, że muszę wydać kilka patyków na prezenty dla dzieciaków, mnie poraża. Z drugiej strony nie mogę nie zorganizować młodemu urodzin, bo będzie odstawał od grupy".
Rozmawiał o tym z nauczycielką, ale powiedziała, że to sprawa prywatna rodziców. Inni rodzice kiwali głowami, że tak zawsze było i wszystkie dzieci są zadowolone, więc nie ma co zmieniać tradycji.
"Za moich czasów tradycją było rozdawanie cukierków, a nie kupowanie drogich gadżetów. Rodzicom dzieci z naszego przedszkola odbiła burżuazyjna palma".
Może cię zainteresować: Szykuj sałatę. Oto lista rzeczy, które mocno nadszarpną twoją kieszeń, kiedy zostaniesz ojcem