Czy warto rodzić w prywatnym szpitalu? To najlepsza decyzja, jaką możesz podjąć w sprawie porodu
Redakcja dadHERO
13 sierpnia 2021, 13:41·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 13 sierpnia 2021, 13:41
Mówi się, że kobieta przygotowuje się do porodu całe życie. A facet? No facet też się przygotowuje, ale ni mniej, ni więcej, a dziewięć miesięcy. Wybór szpitala, w którym urodzi się Wasze dziecko, to jedna z najważniejszych decyzji, jakie będziecie musieli podjąć. Poród w prywatnej placówce był najlepszą rzeczą, jaką zrobiliśmy my. Spokój głowy i komfort matki jest naprawdę wart swojej ceny. Opowiem Wam o tym z męskiej, ojcowskiej perspektywy.
Reklama.
Lubię mieć wszystko zaplanowane i poukładane. Wiedzieć, co i gdzie mnie czeka, gdy już wiem, że muszę się do czegoś przygotować. Wtedy może cię zaskoczyć mniej niespodziewanych rzeczy. I właśnie dlatego poród wydawał się „koszmarem”. Ilość nieprzewidzianych i niezależnych od ciebie scenariuszy jest tutaj naprawdę spora, a gra idzie przecież o najwyższą stawkę.
Planowanie porodu
Pamiętam, jak kilka lat temu siedziałem z dobrym kolegą na Stadionie Narodowym podczas jednego z meczów eliminacyjnych Polaków. Jego żona była wtedy w trzeciej, zaawansowanej już ciąży. Tak właściwie to była już BARDZO w terminie. Poród mógł zacząć się właściwie w każdej chwili. Kolega był ciągle pod telefonem, rozmawialiśmy też o "strategiach” dotarcia do szpitala. Opowiadał, jak ma obcykanych kilka najbardziej optymalnych tras zależnie od godziny i natężenia ruchu.
Wtedy w głowie nie mieściło mi się logistyczne ogarnięcie tego wszystkiego z zimną krwią. Przerażenie potęgowały popkulturowe mity i stereotypy związane z porodem, które wszyscy tak dobrze znamy z filmów i seriali. Nagłe odejście wód, dramatyczna i nerwowa jazda do szpitala, nierzadko w asyście policji, a potem dynamiczna akcja porodowa. Przyj, mocniej, dasz radę. Dużo krzyku, a potem rach, ciach i po sprawie.
No nie (ale to materiał na zupełnie inny temat).
Do tego dochodzą jeszcze wyobrażenia, jak wygląda polska służba zdrowia. Wizja wpadnięcia na SOR z rodzącą żoną, którą nie będzie miał się kto zająć tylko potęgowała wrażenie. Dlatego wybór odpowiedniego szpitala, choć może być dokonany na dużo późniejszym etapie ciąży, jest czymś co żywo zajmuje (i powinno zajmować) głowę rodziców.
Pewnie, to wszystko wyobrażenia przyszłego rodzica. Jest dzisiaj masa dobrych szpitali na naprawdę najwyższym poziomie pod względem sprzętu i kadry, ale spróbujcie poszukać w Google lub co gorsza na grupach na Facebooku opinii na ten temat. Wybór nie będzie łatwiejszy. I tak, dotyczy to także rodzenia w prywatnych szpitalach.
Prywatne vs publiczne
To wszystko doprowadziło do tego, że poważnie zaczęliśmy rozważać poród w prywatnym Szpitalu Medicover na Wilanowie. To w Warszawie tak na dobrą sprawę synonim prywatnej porodówki i chcę Wam opowiedzieć trochę z pierwszej ręki o wrażeniach. A tych było naprawdę sporo i spisuję je na gorąco, trzy dni po porodzie i w dniu, gdy przywiozłem do domu swoje dwie kobiety. To nie będzie specjalistyczna relacja medyczna, ale pierwszoosobowy zapis naszych doświadczeń i opis tego, czego możecie się tam spodziewać.
Nie mam porównania z publicznymi szpitalami w Warszawie. Historie (i pozytywne, i negatywne) znam tylko z relacji bliskich. Tym tekstem pokazujemy po prostu alternatywę, która często przewija się w dyskusjach.
Szpital Medicover jest w Warszawie kojarzony głównie z położnictwem, choć tak naprawdę to zaledwie jeden z siedmiu oddziałów całej placówki. Spełnia już kryteria II stopnia referencyjności, posiada akredytację Ministerstwa Zdrowia, a także całą masę certyfikatów i wyróżnień, co dla przeciętnego pacjenta znaczy tyle, że można tam wjeżdżać na spokojnie. Tylko w zeszłym roku urodziło się tam około 1500 dzieci. To w skali roku średnio cztery porody dziennie. Co ciekawe, będąc na miejscu w ogóle tego nie widać. Jest pusto i spokojnie, żadnego chaosu. Aż zaskakująco jak na porodówkę, która w mojej głowie jawiła się jako głośne i chaotyczne miejsce.
Gdy powiedziałem znajomym o tym, że planujemy rodzić w Medicoverze, usłyszałem „tam dobrze rodzić, jak jest dobrze. Jak coś nie tak, to i tak kończysz w publicznym szpitalu”. I tak, i nie, bo w szpitalu jest Oddział Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodków, gdzie poza doświadczoną kadrą jest przede wszystkim odpowiedni sprzęt, który pozwala odpowiednio zaopiekować się dzieckiem w przypadku wystąpienia (odpukać!) jakichś komplikacji. Nie ma konieczności przewożenia malucha do innego szpitala.
W razie potrzeby można to jednak zrobić, wtedy szpital aranżuje odpowiednio przygotowany transport i zawozi dziecko i matkę do innej placówki. Dla wahających się to też taki wentyl mentalnego bezpieczeństwa, jeśli np. boicie się, że nagle rachunek z zaplanowanych ok. 9000 złotych wzrośnie wielokrotnie, bo każda doba ponad pakiet to dodatkowy koszt.
Pakiety porodowe
No właśnie, pakiety. Te są trzy: poród naturalny (8900 zł), cesarskie cięcie (12900 zł), prestige (20900 zł). My zdecydowaliśmy się na ten pierwszy, standardowy. Umowę podpisaliśmy na kilka miesięcy przed właściwym porodem i… tyle. Warto wiedzieć, że poród porodem, a prowadzenie ciąży prowadzeniem ciąży – ją możecie robić gdzie tylko chcecie. Może to być Medicover, ale nie musi. U nas nie był, ale w żadnym stopniu nie wpłynęło to na sam przebieg porodu. Tutaj znajdziesz dokładny zakres każdego z pakietów porodowych.
Co obejmuje prywatny poród?
Właściwa „współpraca” ze szpitalem zaczyna się od wizyty kwalifikacyjnej u ginekologa-położnika na kilka dłuższych tygodni przed porodem. Jest dodatkowo płatna, ale gdy do porodu w szpitalu faktycznie dojdzie, kwota jest zwracana.
Kwestia umowy. Tak naprawdę możecie wycofać się z niej niemal do ostatniej chwili, w końcu poród może wydarzyć się w różnym miejscu i różnym czasie. Możecie też przecież się rozmyślić. Jeśli się nie pojawicie, wtedy po prostu kwota, którą zapłaciliście za pakiet porodowy jest zwracana na konto pacjentki.
Przed właściwym porodem macie też kontrolne USG w 38. tygodniu, czyli już naprawdę na ostatniej prostej. Jest też spotkanie 1:1 z anestezjologiem i neonatologiem, którzy zrobią wywiad, sprawdzą wskazania co do znieczulenia czy samego porodu. Potem wizyty na badanie KTG i sam poród.
Opcjonalnie możecie wykupić opiekę dedykowanego lekarza (+2500) lub położnej (+1500). My po długich rozważaniach się nie zdecydowaliśmy. Dlaczego? Podczas każdej wizyty przed właściwym porodem trafialiśmy na tak miłą i uprzejmą obsługę położnych, że decydowanie się na jedną konkretną wydało się nam niepotrzebne. Niemniej, jeśli chcecie, bo ktoś wam wyjątkowo podpasował, istnieje taka możliwość. „Niemiłą” sytuację mieliśmy pół-żartem, pół-serio tylko raz, a właściwie to ja miałem i to ze swojej winy, gdy chciałem wejść do toalety dla personelu, myśląc, że to zwykła, a przechodząca pani doktor przekonywała mnie, że mimo chęci wejść tam nie mogę. I miała rację.
Dedykowana położna na pewno jest dużo bardziej sensowna w publicznych szpitalach, gdzie tam ten aspekt dedykowanego potraktowania jest na wagę złota. W przypadku prywatnego ta kwestia naprawdę schodzi na dalszy plan, bo i tak od „dzień dobry” do powrotu z sali porodowej do pokoju zajmowała się nami jedna i ta sama położna.
Jeden główny powód
I tak naprawdę teraz przechodzimy do najważniejszego. Gdy zbliżał się właściwy termin porodu, mieliśmy pewność i spokojną głowę. Wiedzieliśmy, że gdy zaczną się skurcze lub coś, co nas zaniepokoi, możemy zadzwonić na 24-dobowy numer alarmowy do położnych. Tam po krótkim wywiadzie dostaniemy radę, co zrobić lub informację o tym, że możemy przyjeżdżać. Jest tylko jeden warunek, musisz być minimum w 32. tygodniu ciąży.
Bez zastanawiania się kto jest na dyżurze, bez martwienia się, gdzie jechać, bez ryzyka, na jaki dzień i warunki na oddziale lub w pokoju trafimy. Niezależnie co się będzie działo, na miejscu czeka na nas jednoosobowy pokój i nieprzeładowany zespół, a telefon zawsze zostanie odebrany. Brzmi niby normalnie, ale zapewniam was, że ten spokój, który dzięki temu macie w głowie (a stresów i niewiadomych naprawdę jest sporo) i komfort na miejscu, jest wart swoich pieniędzy.
Gdy już wiesz, że rodzisz i masz zielone światło, żeby przyjeżdżać (oczywiście nie musisz tego konsultować telefonicznie, ale wtedy jest ryzyko, że źle oceniliście etap porodu i zostaniecie zbadani i odesłani do domu), w szpitalu kierujesz się bezpośrednio na oddział położniczy.
Przebieg porodu w Medicover
My trafiamy tam w piątek z samego rana. Na korytarzach pusto, przy recepcji czeka kilka położnych, które zajęły się nami w trybie natychmiastowym. Po 10 minutach od przejścia przez drzwi żona była już po wstępnym badaniu i meldowaliśmy się w „naszym” pokoju, z którego za chwilę szliśmy na kolejne. Nie musieliśmy nikogo szukać, o nic się prosić. Wystarczyło się pokazać.
Sam pokój to średniej wielkości pomieszczenie z prywatną łazienką i wszystkim czego przyszła mama potrzebuje. Dla taty jest spory fotel, który po rozłożeniu może robić też za leżankę.
Potem, zależnie od postępów, udajecie się ze swoją położną do właściwej sali porodowej i tam zostajecie już do samego końca (o ile nie kończy się cesarskim cięciem). Przez cały ten czas towarzyszy wam położna, a co jakiś czas pojawiają się lekarze np. ginekolog-położnik, anestezjolog czy inne pielęgniarki.
Przyszły tata może być obecny przez 100 proc. trwania porodu. Tak naprawdę uczestniczysz w nim, pomagając żonie lub partnerce. Wszystko zależy od waszych wcześniejszych ustaleń i… twoich predyspozycji, bo w trakcie bywa różnie, o czym zresztą mówi sama położna.
W międzyczasie wasza opiekunka opowiada dokładnie jak będzie przebiegał poród, czego się spodziewać, jak może, ale nie musi się skończyć. My trafiliśmy na położną, która była ciekawym miksem „dobrej cioci”, która cierpliwie opowiadała o wszystkim, ale czasami, gdy sytuacja tego wymagała, wchodziła w tryb bardziej surowy potrafiący profesjonalnie postawić do pionu.
Tajemnicą poliszynela jest, że w Polsce brakuje anestezjologów. I choć w teorii każda ciężarna w trakcie porodu może zażyczyć sobie znieczulenie, to w praktyce często lekarza-anestezjologa nie ma w danym momencie w szpitalu i znieczulenia nie dostaniesz lub dostaniesz je dużo później. Tutaj takiego problemu nie było. Pani anestezjolog jak rycerz na białym koniu wjeżdża do sali i znieczula już na wczesnym etapie porodu i w razie potrzeby „podkręca” dawkę tak, by uśmierzyć ból.
Cesarskie cięcie - bez czekania
Podobnie jest w przypadku, gdy poród nie może zakończyć się siłami natury i ze względów medycznych jest wskazane cesarskie cięcie. Nie ma tutaj sztucznego przedłużania i męczenia kobiet, które przez długie godziny muszą walczyć. Jeden telefon położnej i za parę minut lądujecie na sali operacyjnej. Tak, dobrze napisałem: lądujecie, bo jako partner możesz być obecny także przy cięciu cesarskim.
W trakcie przygotowania sali i pacjentki czekasz pod wejściem, ale we właściwym momencie zostajesz zaproszony i siedzisz głowa w głowę z partnerką. O nic nie musisz się prosić, nie masz wrażenia, że przeszkadzasz, to ekipa nawet sama popycha ciebie do uczestnictwa. Jeśli decydowaliście się na pakiet porodu naturalnego, to do nagłej cesarki będziecie musieli dopłacić 4000 zł, wtedy jednak w cenie macie dodatkową dobę.
Skoro jesteśmy przy cesarkach, to warto wspomnieć również o szyciu pacjentki. Choć wyciągnięcie z brzucha kilkukilogramowego „pakunku” sieje spore spustoszenie w organizmie, to zszywający ginekolog naprawdę stara się, by szew był możliwie delikatny. I są to starania skuteczne.
Jedną z najważniejszych rzeczy, którą powinien przeżyć każdy mężczyzna było kangurowanie. Przez blisko dwie godziny po porodzie, gdy kobieta odpoczywa po operacji, świeżo upieczony tata może spędzić ten czas sam na sam z dzieckiem leżącym na jego nagiej klatce piersiowej. Cudowne doświadczenie, które zostanie z wami na zawsze i szczerze mówiąc powinno być standardem w każdym przypadku.
Opieka poporodowa
A co się dzieje po porodzie? Partner może zostać do czterech godzin, choć w praktyce nikt nie kontroluje tego z zegarkiem w ręku. Gdy ty idziesz w końcu odpocząć do domu, odpocząć może też świeżo upieczona matka. Do jej dyspozycji jest specjalny numer, gdzie położne noworodkowe są - brzydko mówiąc - na zawołanie. Pomagają ze wszystkimi pierwszymi razami albo zabierają malucha na oddział noworodków.
Chętni mogą zdecydować się też na poród rodzinny i wtedy partner przebywa w szpitalu z żoną i dzieckiem przez 100 proc. czasu, ale z doświadczenia wiem już, że taki odpoczynek dla obu stron jest potrzebny.
Spytałem żonę, bo mnie naturalnie przy wszystkim nie było. Poziom serdeczności personelu naprawdę się wyróżnia na plus. I to nie tylko w sztuczny sposób, „bo klient płaci”, ale też taki typowo ludzki, gdzie lekarki lub pielęgniarki potrafią szczerze zachwycać się swoimi małymi pacjentami. A tych wizyt jest w pokoju sporo, bo poza lekarzem-ginekologiem i położnymi matkę odwiedza też dietetyk, fizjoterapeuta i doradca laktacyjny.
Podsumowanie? Słodko-gorzkie. Słodkie dla samego Szpitala Medicover, bo naprawdę choćbym chciał, trudno się do czegoś przyczepić. Spokój, pewność i komfort prywatnego pokoju dla was jako rodziny i matki z dzieckiem, to naprawdę zalety, które ciężko wyceniać. Po przejściu tego na własnej skórze wiemy, że to naprawdę jest warte swoich pieniędzy i będę polecał każdemu, kto zapyta. A dlaczego gorzkie? Bo patrząc na to szerzej, trochę to smutne, że żyjemy w czasach, gdy fachowcy muszą odchodzić z publicznych szpitali do takich profesjonalnych placówek prywatnych, a my jako pacjenci jako coś wyjątkowego, traktujemy to, co powinno być standardem i wolimy za to zapłacić.
PS Kapuśniak i rybę z kapustą kiszoną, którą dostaliśmy do pokoju po porodzie zapamiętam na długo. Jedzenie było naprawdę bardzo okej.
PS2 Jeśli rodzicie, to na recepcji Szpitala „podbiją” wam za darmo bilet parkingowy
PS3 Parę dni po porodzie miałem przygodę z publicznym szpitalem w zupełnie innej sprawie. Powiem tylko dyplomatycznie, że doświadczenie było wyjątkowo "osobliwe" i tylko utwierdziło mnie w przekonaniu o tym, że wybór prywatnego szpitala to świetna decyzja.