
Reklama.
W teorii wydawało im się, że praca i życie rodzinne dadzą się pogodzić. Owszem panuje lekki rozgardiasz i co jakiś czas trzeba odpowiedzieć na palące potrzeby dzieci, ale przecież nie może być tak źle.
Zaczęli eksperymentować na własnych dzieciach. Nie w sposób drastyczny, po prostu otworzyli na komputerze dodatkowy arkusz Exela i zaczęli liczyć, ile razy dziennie i przez jak długi czas zajmują się "dziecięcymi" sprawami.
Śledzili swoją pracę w 3-godzinnych cyklach. Szybko odkryli, że czas ich realnej pracy w tym czasie wyniósł 2,5 godziny, a 30 minut pochłaniały sprawy dzieci.
W czasie każdego cyklu ich dzieci przychodziły do rodziców 15 razy z różnymi sprawami. Czasem wizyty małoletnich trwały kilka sekund, czasem 19 minut. W sumie rodzice aż 45 razy byli odrywani od spraw zawodowych, by zająć się dziećmi.
Biorąc pod uwagę to, że po każdej rozmowie z dzieckiem, rodzic znów musiał przypomnieć sobie "na czym właściwie skończył pracę", to czas efektywnej pracy był jeszcze krótszy.
To co, gotowi na czwartą falę? Czy szybciutko po szczepionkę, żeby móc rezydować z biura?
Czytaj też: Po prostu samo życie. Tak wygląda codzienność na homeoffice, gdy jesteś pracującym ojcem