No dobra, walczymy o partnerstwo w związku, równy podział obowiązków domowych i kontakt z dziećmi. A jednak nikt tak nie dobierze bluzki i spódnicy na rozpoczęcie roku jak mama i nikt nie nauczy jeździć na rowerze jak tata. Są po prostu rzeczy, w których dany rodzic sprawdza się bardziej.
Jazda na rowerze to prawdziwy konik ojców i nie znam nikogo, kto nie miał podejścia do nauki jazdy na dwóch kółkach zainicjowanej przez ojca.
Igor: "Słyszałem tylko głos ojca w tyle "Hamulec!" i "bam!". Piękne czasy".
Paweł: "Wkłada pan wygodne buty, bierze w rękę butelkę i biegnie za dzieckiem, by zawsze zdążyć".
Alek: "Na pierwszym spacerze musiałem całować kolana i łokcie".
Wcale nie lecę tu po stereotypach, bo wymiksowania obowiązków bywają różne i to wolna wola każdej pary, jak się w rodzicielstwie dogaduje. Jednak jesteśmy portalem dla ojców i wiemy, że niektóre rzeczy tata robi lepiej!
Na pierwszy rzut oczywiście jazda na rowerze. To prawdziwy konik ojców i nie znam nikogo, kto nie miał podejścia do nauki jazdy na dwóch kółkach zainicjowanej przez ojca. Pytam kolegów o wspomnienia z własnej nauki oraz tego, jak uczą swoje dzieci. Oto co mi powiedzieli.
Mój ojciec ciągle na mnie krzyczał. I w trakcie nauki i jak już jeździliśmy razem w długie trasy. Te pierwsze lekcje nauki na rowerze pamiętam najlepiej.
Mieszkaliśmy na wsi, nasz dom był na górce, a w dole znajdowały się inne zabudowania gospodarskie. W teorii dobre miejsce startowe do nauki jazdy na rowerze, w praktyce, zawsze zatrzymywałem się na drzwiach stodoły.
Słyszałem tylko głos ojca w tyle "Hamulec!" i "bam!". Piękne czasy. Jednak mogę powiedzieć, że to tata nauczył mnie jazdy na rowerze. Gdy tylko jako tako potrafiłem się na nim utrzymać, zabierał mnie na długie wycieczki po lesie, łąkach, nauczył zakładać łańcuch.
Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą jakoś głęboko, ale wycieczki z nim wystarczyły, by zbudować między nami więź nie do zerwania.
Nie mam jeszcze dzieci, ale nie wyobrażam sobie, abym mógł oddać tę działkę mojej przyszłej żonie. Dla mnie to ojciec uczy jeździć. Wprowadzę tylko jedną zmianę i nie będę puszczał rozpędzonego dzieciaka prosto na zamknięte drzwi.
Bierz pan wodę
Paweł 44 lata
Pamiętam, że wszedłem do sklepu i zapytałem sprzedawcy czy mogę dokupić do roweru mojej córki długą rączkę, za którą będę mógł trzymać rower i ją stabilizować. Sprzedawca odpowiedział, że ma dla mnie dużo tańsze rozwiązanie i wręczył mi butelkę wody.
– Wkłada pan wygodne buty, bierze w rękę butelkę i biegnie za dzieckiem, by zawsze zdążyć, gdy będzie potrzebowało pomocy albo się wywróci – polecił.
To była najlepsza rada. Szybko przeskoczyłem w tryb aktywnego rodzica. Moja córka śmigała jak zła. Muszę przyznać, że to ja bardziej bałem się jazdy na rowerze, niż ona. Za każdym razem, gdy zdołała się oddalić ode mnie na kilkanaście metrów, wpadałem w panikę, że zaraz potrąci ją samochód. A ona zaliczała spektakularne upadki, gdy się za mną odwracała, otrzepywała kolana i znów wsiadała na rower.
Teraz w kolejce na naukę jazdy na rowerze, czeka jeszcze dwóch chłopaków. Starszy już śmiga na swoim trójkołowcu. W przyszłym roku zdejmiemy kółka i rower przejdzie na młodszego. Nie tylko nauczę ich jeździć, ale zrobię także porządne wybieganie na kolejny sezon.
Zmiana kół
Alek 34 lata
Jesteśmy z moim synem świeżo po zdjęciu dodatkowych kółek od rowerka. Bałem się jak diabli, że od razu zacznie się przewracać. A ten nic.
Młody jest jedynakiem, więc, mimo że wmawiam sobie, że stawiam na jego samodzielność, to chucham i dmucham. Niby syn miał przygotowanie do jazdy na rowerze, bo najpierw kupiliśmy rowerek biegowy, dopiero potem trójkołowiec i to z drążkiem, aby móc kontrolować jego jazdę.
Sam rzuciłem pomysł, że czas dla niego, żeby nauczył jeździć się na rowerze bez wspomagaczy. Na pierwszym spacerze musiałem całować kolana i łokcie, ale nie było płaczu. Poczułem się jak specjalista, gdy staliśmy na osiedlu i dostosowywałem wysokość siodełka synowi i tłumaczyłem, jak utrzymać równowagę. Kwintesencja bycia ojcem i przewodnikiem dla swojego dziecko. Serio.