"Lekcje to jedno wielkie koronaparty. Ile jeszcze osób musi umrzeć?!". Otwarty list rodziców do MEN
Redakcja dadHERO
14 października 2020, 13:30·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 października 2020, 13:30
Możemy się łudzić, że szkoły nie są głównymi ogniskami zakażeń, ale to dzieci i nauczyciele ponoszą największe ryzyko związane z rozprzestrzenianiem się wirusa. A z nimi miliony rodzin, które poniosą skutki nieodpowiedzialności rządzących.
Reklama.
Od początku roku było wiadomo, że dzieci nie dostosują się do norm sanitarnych wyznaczonych dla szkół. Stęsknione za kontaktem z rówieśnikami po półrocznej przerwie nie trzymały dystansu ani nie myślały o ukrywaniu twarzy przed kolegami. Trudno je za to winić, to dzieci.
Wina jest po waszej stronie, rządzący, bo nie śniło wam się 5 tysięcy zakażeń koronawirusem dziennie. Bo nie wyciągnęliście lekcji z pierwszej fali pandemii, a skutki wasze ograniczonej wyobraźni ponoszą nauczyciele i dzieci.
Wepchnęliście nauczycieli, często w zaawansowanym wieku, do sal, w których mają nauczać dzieci wracające z wakacji w ośrodkach wypoczynkowych, będących ogniskami koronawirusa. Teraz macie czelność mówić, że równie dobrze mogą zabijać się w wypadkach samochodowych.
W takim razie od razu zróbmy rajd nauczycielski, zobaczmy, ilu z nich przeżyje. Takie same skutki przyniesie zmuszanie ich do pracy w pokojach pełnych wirusów. Bo dzieciaki chorują, wiecie rządzący? Nie tylko na koronę, której są znakomitymi przekazicielami, ale także na inne choroby.
12 procent - tylu nauczycieli tylko w Warszawie jest na zwolnieniach L4. Większość z nich to pedagodzy po 60 roku życia. Jest ich aż tylu w naszych szkołach. Narażanie ich życia i zdrowia to niehumanitarne znęcanie się nad ludźmi.
Siedzimy, jako rodzice, na tykającej bombie. Nie wiemy, czy w każdej chwili nasze dziecko nie zostanie wysłane na kwarantannę, czy nie będziemy musieli przejść na pracę zdalną albo tę pracę stracić, by zajmować się dziećmi. Trwamy w niepewności czy nasze dziecko nie przyniesie do domu koronawirusa. Często domów wielopokoleniowych, utrzymujących kontakty z dziadkami.
Ile osób musi umrzeć, zanim powiecie "stop! Czas zamknąć szkoły". Wystarczyłaby śmierć jednego nauczyciela, ale dla was to za mało. 30-latek, zdrowy, silny mężczyzna, nauczyciel, który poniósł w ostatnich dniach śmierć z powodu COVID-19 to powód do żartu, bagatelizowania problemu przez Łukasza Schreibera.
Nie doczekamy się empatii z waszej strony i nie chcemy fałszywego ubolewania nad losem uczniów i rodziców. 10 tysięcy przypadków zakażeń w jeden dzień nie zrobiło na was wrażenia, nadal pozwalacie dzieciom tłoczyć się w szkołach. Zakazujecie tańca na weselach, a przecież szkoła to jedna wielka impreza masowa!
Słyszeliśmy zapewnienia, że na drugą falę jesteście przygotowani. Dzieci dostaną sprzęt do nauki zdalnej, szkolicie nauczycieli, by lekcje były ciekawsze, lepsze. By skończyło się zadawanie prac domowych na Librusie.
Patrząc na to, co dzieje się teraz, wolimy już wrócić do nudnej nauki zdalnej, niż patrzeć jak nasze dzieci co dzień ryzykują swoim życiem, byście mogli utrzymać mit o pandemii w odwrocie.
Rzucamy wam w twarz oskarżenie o ignorancję zdrowia milionów Polaków w imię politycznej propagandy. To wstyd dla dorosłych, wykształconych mężczyzn w garniturach, aby dzieci brały sprawy w swoje ręce i musiały organizować "czarne protesty" w ramach sprzeciwu uczynienia przewodnikiem edukacji mizogina i homofoba, Przemysława Czarnka. I błagały o zamknięcia szkół.
To wstyd, aby rodzice okłamywali dzieci, że w szkołach jest bezpiecznie, gdy tymczasem ich ulubieni pedagodzy walczą o życie w szpitalach. To hańba, abyśmy musieli pisać list w obronie zdrowia naszych dzieci i błagali o zamknięcie szkół, gdy widzicie, jak wasze polityczne szeregi trzebi choroba.
Jakiego dowodu jeszcze potrzebujecie, aby dotarło do was, że czas zamknąć szkoły?!