Powiedzmy to głośno i wyraźnie: ojcowie nie są gorszymi rodzicami, niż matki. Choć wielu ojców ma poczucie, że dzieci instynktownie bardziej związane są w matkami, to wiedzą, jak sprawnie wymiksować się z konkursu na "ulubionego rodzica" i po prostu być dobrym tatą. Jednak najpierw muszą przełknąć gorzką pigułkę serwowaną przez społeczeństwo, że "mama wszystko robi lepiej".
Wystarczy pojechać do dziadków, by przekonać się, kto jest bardziej "wartościowym" rodzicem. Gdy tylko dziecko mówi "mamo, przytulisz?", dziadkowie od razu wpadają w zachwyt, jak bardzo mały kocha swoją mamusię.
Często na imprezach rodzinnych pojawiają się ciotki, które pytają "bardziej jesteś mamy czy taty?". Niby odpowiedź "obojga rodziców" nasuwa się sama, ale dziecko wpada z opresję wyboru, który rodzic jest dla niego ważniejszy.
A przecież nie powinno tak być. Choć właśnie oczekiwanie, że dziecko będzie bardziej "czyjeś" często przelewa się też na codzienne sytuacje. Nie brakuje ojców, którzy mają uczucie porzucenia przez dzieci albo bycia rodzicem drugiej kategorii.
– To nie jest tak, że kochają moją żonę, a mnie wcale. To opiera się na poczuciu bycia niewybranym, gdy budzą się w nocy albo są smutni. Mama daje im poczucie bezpieczeństwa, z którego ja najwyraźniej jestem wykluczony – tłumaczy Marcin.
– Wydawało się, że będzie to dla mnie normalne, że moje dzieci są bardziej przywiązane do matki. Moja rodzina miała bardzo tradycyjny podział. Ojciec pracował, a ja najmłodszy z rodzeństwa byłem tylko z mamą w domu, dopóki nie rozpocząłem szkoły. Pamiętam, że ona była dla mnie najważniejsza. Ale gdy moje dzieci o pomoc w rozwiązywaniu swoich problemów prosiły tylko moją żonę, czułem się jak rodzic gorszej kategorii – mówi Tomek.
I dodaje: – Widzę w tym dużo swojej winy, mogłem trochę bardziej zaangażować się w opiekę. Bo nie powiem, że nadal nie robi mi się przykro, gdy słyszę "nie, mamusia to zrobi, ona umie lepiej".
Na początku dziecko wybiera matkę
Nadal żyjemy w kulturze, która faworyzuje matki. Z jednej strony w nie uderza i wymaga bycia zawsze obecną, ale z drugiej przez swoją afirmację kobiet wyklucza mężczyzn, którzy przecież są równie dobrymi opiekunami.
Dla jednych ojców ta początkowa zależność małych dzieci od matek jest czymś normalnym. W końcu to one chodziły w ciąży i w pierwszych miesiącach karmiły je piersią. Jednak trudno pokonać uczucie zazdrości, które pojawia się, gdy dzieci nabierają samodzielności, a tata dalej nie jest dla nich pierwszym punktem oparcia w trudnych chwilach.
Kobiety nierzadko wierzą w to, że robią coś lepiej. Szczególnie jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi. W pierwszych miesiącach być może rzeczywiście to mężczyźni oddają im pałeczkę opieki, bo one są odpowiedzialne za karmienie, a dzieci instynktownie kierują się zapachem pokarmu, który mamy zapewniają.
Jednak problem pojawia się, gdy zależność przeciąga się na lata, a echa tradycyjnego podziału ról w rodzinie nadal wybrzmiewają.
– Moja żona karmiła mojego syna piersią do 4. roku życia. Byli nierozłączni – mówi Rafał. – Wyleciałem na kanapę do salonu, bo on nigdy nie spał w łóżeczku, tylko z nią. Traktował ją jak swoją własność, a mnie niemal nie zauważał. Muszę przyznać, że nigdy nie spędziłem czasu sam na sam z moim synem. On nigdy tego nie chciał. Nie czuję się jak ojciec. To najsmutniejszy okres mojego życia.
Córeczka tatusia, synek mamusi
Mężczyźni dużo bardziej muszą starać się, by pokazać, że nie są wypłukani z emocji w stosunku do dzieci. Że rodzicielstwo jest dla nich tak samo ważne, jak dla matek. Choć dalej gdzieś pokutuje myślenie, że tata nie jest od przytulania, a rzeczowego rozwiązywania problemów, mówienia stanowczego "nie" i łatania dziur pod zlewem.
– Jakkolwiek chciałem zająć się moim synem, zawsze powtarzał, że "nie, mama". To był mój pierwszy syn, chciałem trzymać z nim sztamę, być dla niego "cały". To okropne uczucie, gdy jesteś odrzucony przez dziecko, które uważasz za cały swój świat. Były nawet momenty, gdy kazał mi wyjść z pokoju, bo chce zostać tylko z mamą. Z córką miałem inaczej – stwierdza Michał.
– Dobrze pamiętam, że w okolicach trzecich urodzin miała ewidentną fazę bycia córeczką tatusia. Nic mnie bardziej nie uszczęśliwiało jak zachwyt w jej oczach, nawet w sytuacjach, gdy tylko zawiązywałem jej sznurowadła. Byłem najlepszy, najprzystojniejszy i najmądrzejszy – mówi ojciec i dodaje:
– Trwało to jakiś czas, dopóki nie zaczęła chodzić do szkoły. Trochę chciałbym być jej powiernikiem i wrócić do chwil, gdy byłem najważniejszy. Znalazłem dla nas wspólną zajawkę, którą jest gra w karty Pokemonów. To wycinek rzeczywistości, ale sprawia, że mamy coś tylko dla siebie. Czy na taką relację z synem będę musiał czekać kilka lat?
Chłopaki nie płaczą
Być może nadal silne jest w nas przekonanie, że chłopców trzeba trzymać silną ręką. Jednak jest to miecz obosieczny, bo chłopiec, któremu ojciec nie dał wsparcia emocjonalnego dorośnie na ojca, który będzie kontynuował ścieżkę wychowania wyniesioną z domu.
– Mój ojciec był zimny. Typowy człowiek pracy. Ja chcę być zawsze blisko moich dzieci – mówi Michał. – Nie spodziewałem się jednak, że będę konkurował z żoną o przyjaźń dziecka. Nawet gdy chcę zabrać syna na plac zabaw, potrafi płakać, że mama musi iść z nami.
– Staram się odpowiadać na jego potrzeby. Gdy woła mamę też staram się być blisko, żeby widział, że jesteśmy równorzędnymi rodzicami. Na razie nie udało mi się wskoczyć na podium jego najważniejszych relacji – dodaje.
O wiele równiejszy podział występuje, mam wrażenie, w rodzinach, które sprawują opiekę naprzemienną. Tam podział opieki jest równy. Dzieci spędzają tyle samo czasu z ojcem i matką. I nie jest to z mojej strony afirmacja rozwodów. Bynajmniej. Jednak są to żywe przykłady różnego rodzicielstwa, a jednocześnie równego rozłożenia uczuć u dzieci.
– Najpierw wpadłem w pułapkę zapewniania atrakcji przez cały czas, gdy dziewczynki były u mnie – mówi Piotr. – Z czasem byłem zmęczony, ale też zrozumiałem, że rodzicielstwo to nie wyścig na to, kto lepiej zabawia. A po prostu troska. Nawet czuję się trochę lepiej, gdy odwożę dziewczyny i ustalamy wspólne plany na przyszły tydzień i opowiadają matce, że mamy własny świat tata-córki, do którego ona nie ma wstępu – opowiada.
Kluczem ucieczki od konkursu na bycie bardziej lubianym rodzicem jest właśnie codzienna opieka. Oparta na zaufaniu i odpowiadaniu na potrzeby. Silne, pewne siebie dzieci, które w równym stopniu korzystały z opieki zapewnionej przez oboje rodziców, nie będą poddawały się presji odpowiadanie na pytania "czyje jesteś?".