W Polsce obowiązuje zakaz pracy dzieci, dlatego nie wysyłamy kilkulatków do kopalni. Nie każemy przedszkolakom skręcać telefonów komórkowych, telewizorów ani kleić butów sportowych. Nie zatrudniamy ich też do czyszczenia rur kanalizacyjnych (choć są takie małe, z pewnością świetnie by sobie radziły!).
Mówiąc językiem prostych ludzi: dzieci nie muszą pracować na swoich rodziców. Ta zasada nie obowiązuje jednak influencerów. O, nie – gdy jesteś influ, twoje dziecko może tyrać na ciebie od rana do wieczora, od pierwszych dni na najlepszym ze światów.
Kariera zaczyna się od kołyski
Kiedyś pewna znajoma pracująca w social mediach, opowiadała mi o rodzicach, którzy zgłaszają się do firm współpracujących z influencerami i proponują wykorzystanie wizerunku swoich kilkuletnich dzieci. Planują im kariery w social mediach, wyznaczają role, inscenizują sytuacje i uczą je występów przed kamerą po to, by potem skasować przelew od marek, które z nimi współpracują.
Jest taki przykład, który zapewne wszyscy znają: Nela Mała Podróżniczka. Kilkunastoletnia dzisiaj pisarka, mini-gwiazda, dziecięca celebrytka. Pisze książki, nagrywa programy podróżnicze, bierze udział w spotkaniach z fanami i czytelnikami, udziela się w social mediach.
Innymi słowy – robi to, co powinno być zarezerwowane dla dorosłych, a więc pracuje. Niektórzy moi znajomi mówią: "rodzice Neli po prostu spełniają marzenia swojej córki, bo ich na to stać". Tyle że rodzice to nie automat do Coli. Oprócz spełniania marzeń mają też jakieś obowiązki.
Zacząłem od górnictwa, ale sława to też ciężki kawałek chleba. Mamy zbyt dużo przykładów osób dorosłych, które nie poradziły sobie z pułapkami popularności. W takim razie dlaczego oczekujemy, że z presją bycia lubianą dadzą sobie radę dzieci, zazwyczaj emocjonalnie niegotowe na to, by pożyczyć zabawkę innemu dziecku?
Inny przykład? Bardzo proszę, Instagram Małgorzaty Rozenek, która właśnie została mamą.
Jest takie określenie, które w szczególny sposób nie znoszę. Brzmi ono: "posiadanie dzieci". Otóż rodzice nie posiadają dzieci, bo one nie są ich własnością. Posiadać można dom, samochód albo kolekcję kufli. Rodzice dzieci wychowują. Ludzie, którzy od pierwszych chwil po urodzeniu zaganiają swoje dzieci do pracy, źle wywiązują się z roli rodzica.
Rodzice nie są właścicielami swoich dzieci
Wykorzystywanie dzieci do pracy to jedno, ale to nie jedyny problem dzieci, które od urodzenia zarabiają na dostatnie życie swoich rodziców. Kolejny problem to swobodne dysponowanie wizerunkiem kilkulatków. Do plagi sharentingu odnosiliśmysię w dadHero już kilka razy, pisali też o tym na naszych łamach znany ojcowski bloger Michał Alicki, Tata Szef.
Wpadamy we wściekłość, kiedy ktoś ze znajomych wrzuci na Facebooka zdjęcie, na którym robimy głupią minę. A jednocześnie wielu rodzicom nie przeszkadza wrzucanie na Instagram zdjęć swoich dzieci, które mogą być dla nich w przyszłości kompromitujące.
Dane zebrane przez firmę AVG zajmującą się bezpieczeństwem w sieci, przytoczone przez serwis The Atlantic, są zdumiewające: prawie jedna czwarta dzieci zaczyna swój cyfrowy żywot jeszcze przed narodzinami, gdy rodzice wrzucają do serwisów społecznościowych zdjęcie z badania USG. Z analiz firmy AVG wynika też, że 92 procent amerykańskich dzieci do drugiego roku życia ma już swoją równoległą cyfrową tożsamość. Przekładając to na prosty język: w sieci można znaleźć mnóstwo zdjęć i filmików, które odzierają niemowlęta z prywatności i pokazują je w kompromitujący i niekomfortowy dla nich sposób. Te zdjęcia stają się potem podstawą memów i żartów, które żyją w sieci własnym życiem.
Rodzice nie są właścicielami swoich dzieci, nie mają też praw do ich wizerunku, ani żadnego pozwolenia, dzięki któremu mogliby naruszać prywatność dziecka od pierwszych chwil po urodzeniu. Nawet gdy ci rodzice są słynnymi influencerami. Bo w sumie, jaka to różnica? Żadna.
Mam świadomość, że wiele dzieci influencerów rozpoczyna karierę w social mediach kilka sekund po urodzeniu. Nie mam wątpliwości, że ich dzieciństwo staje się produktem, który można sprzedać na Instagramie czy Tiktoku. Nie mam też złudzeń, że rodzice, którzy tak postępują, przede wszystkim kochają samych siebie.