Nie ma cię na Facebooku czy Instagramie? To znaczy, że nie istniejesz. Tak nadal uważa wiele osób. Co, gdybyś jednak rzeczywiście postanowił zniknąć? Jak poradzić sobie z uczuciem odcięcia od tego, co ważne? I co zrobić z czasem, który zyskasz dzięki takiej decyzji? Zapytałam o to ludzi, którzy zdecydowalia się na eksperyment i zniknęli z mediów społecznościowych.
– Nie ogłosiłem w mediach społecznościowych, że znikam z Facebooka, po prostu usunąłem konto. Wielu znajomych dopiero po kilku miesiącach zaczęło dopytywać, dlaczego zniknąłem. To mi uświadomiło, że moja obecność w tym serwisie nie ma dla nich znaczenia – mówi Dominik, który dwa lata temu zniknął z Facebooka.
Zaczął od dwumiesięcznego detoksu. Nie zaglądał na Fejsa i nic nie publikował. Spodobało mu się to, ale uznał, że jeszcze nie jest gotowy na całkowitą rezygnację. Nie miał już swojego profilu, ale przeglądał wiadomości na komórce żony.
– Gdy pierwszy raz odstawiłem media społecznościowe to rzeczywiście na informację o tym, że coś fajnego pojawiło się w sieci, odruchowo sięgałem po telefon. Zacząłem jednak zdawać sobie sprawę, że nie po zdecydowałem się na rezygnację z sieci społecznościowych, żeby dalej nieustannie być online. Przy okazji odkryłem, do ilu osób nie mam numerów telefonów, bo kontaktowałem się z nimi tylko przez Facebooka – dodaje.
Z sieci znikał stopniowo, przez prawie rok. – Najwięcej czasu zajęło mi wyszukiwanie serwisów, w których założyłem konto, żeby skorzystać z nich tylko raz.
Teraz ma konto jedynie na służbowym e-mailu. – Gram też regularnie w LOL z kumplami. To jedyne moje odstępstwo normy – śmieje się.
Fantomowe wibracje telefonu
Badacze z Uniwersytetu Stanowego w Kalifornii zauważyli, że jednym z objawów odstawienia internetu jest tzw. FOMO (ang. Fear of Missing Out), czyli strach przed tym, że omija ich coś, o czym powinni wiedzieć. Do innych skutków należą nomofobia, czyli lęk przed wyjściem z domu bez telefonu czy "fantomowe wibracje" – wrażenie, że telefon wibruje z powodu powiadomienia.
Zdaniem naukowców odcięcie się od sieci sprawia, że spada poziom hormonu stresu w organizmie. Mózg odpoczywa, bo nie jest atakowany bodźcami czy długotrwałą ekspozycją na niebieskie światło emitowane przez ekran telefonu. Meik Wiking, szef Instytutu Badań nad Szczęściem przeprowadził test wśród 1095 osób z Danii. Badania pokazały, że już po tygodniu bez Facebooka 88 procent badanych stwierdziło, że jest zadowolonych ze swojego życia.
Dominik w czasie urlopu nie tylko nie robi zdjęć, na dwa tygodnie wyłącza telefon i odpoczywa. – Gdyby coś się stało, po pogotowie zadzwoni żona ze swojej komórki – mówi.
– W podjęciu takiej decyzji pomogło mi to, że moja praca nie wymaga korzystania z social mediów, czy bycia nieustannie pod mailem – mówi Dominik, z zawodu koordynator do spraw BHP.
– Jeżdżę na budowy i rozmawiam z ludźmi. Czytałem o tym, że osoby, które nie korzystają z sieci, są lepszymi słuchaczami i dzięki temu poprawiają się ich relacje z innymi ludźmi. Trudno mi powiedzieć, czy moja decyzja pomogła mi w pracy, ale na pewno pozytywnie wpłynęła na związek – śmieje się.
Wylogować się do życia
Przemek, drugi z moich rozmówców, zaczął rezygnować z mediów społecznościowych w czasie pandemii. Dzisiaj uważa, że to pozwoliło mu przetrwać kwarantannę w dobrym zdrowiu psychicznym. – Nie zalewały mnie informacje o tym, ilu jest nowych zakażonych, ani jak pandemia rozprzestrzenia się na świecie – opowiada. – Czasami oglądałem telewizję, trochę skakałem po serwisach informacyjnych w sieci. To wystarczyło, bym dowiedział się o nowych obostrzeniach i sytuacji w kraju.
Pytam go, co zrobił z czasem, który zyskał dzięki decyzji o rezygnacji z social mediów. Mówi, że przeznaczył go na nadrobienie zaległości książkowych i filmowych. – Początkowo było tak, że gdy włączałem komputer, żeby popracować, odruchowo uruchamiałem zakładkę z Facebookiem. W końcu ściągnąłem App Block, która blokowała mi dostęp do mediów społecznościowych w godzinach pracy.
Po problemie? Nie, bo chęć obejrzenia śmiesznych filmów w internecie w ramach odstresowania po pracy jeszcze długo za nim chodziła. – To zabawne, bo mój kumpel postanowił sabotować mój detoks i regularnie wysyłał mi linki do filmów na YouTubie.
Przemek nie pamięta, kiedy ostatnio korzystał z Facebooka. Wydaje mi się, że w maju – mówi. – To chyba znak, że już nie potrzebuję konta w tym serwisie.
Cyfrowy detoks to proces
– Polecam aplikację Moment. Monitoruje ona, ile czasu spędza się na korzystaniu z telefonu, analizuje też czas poświęcony na każdą aplikację – tłumaczy Karol, kolejny z moich rozmówców na detoksie. – Dzięki niej usunąłem z komórki wszystkie programy, z których nie korzystałem w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Moment pozwala na uruchomienie funkcji, która wyłącza dostęp do mediów społecznościowych, gdy przekroczymy ustanowiony limit dzienny. – To świetna funkcja. Krok po kroku zbliżam się do tego, żeby całkowicie wyeliminować media społecznościowe.
– Gdy pracuję na komputerze, włączam w komórce tryb samolotowy, żeby nie dostawać dwa razy tych samych powiadomień – mówi Karol – W dodatku zmieniłem tryb rozmowy ze znajomymi. Już nie wysyłam tego samego linku do kilku kolegów, tylko kontaktuje się z tymi, którym mam coś do powiedzenia. Informacje nieistotne omawiamy, gdy spotykamy się na żywo.
Detoks Karola trwa dopiero od dwóch tygodni i jest stopniowy, ale jego zdaniem, to wystarczyło, by poczuł się lepiej sam ze sobą. – Oczywiście, zanim zdecydowałem się na odcięcie od social mediów, sporo czytałem o tym, jak się będę czuł. Nie uważam, że ten, kto siedzi bez przerwy z nosem w telefonie to idiota oderwany od rzeczywistości. Poza tym nie odciąłem się całkowicie od social mediów, pracuję nad tym, żeby z nimi zerwać, ale to proces – stwierdza.