Ludzie po rozwodzie potrafią zachowywać się względem siebie jak najwięksi wrogowie. To chyba żadne zaskoczenie. Jednak podsuwanie sobie pomysłów, jak wykorzystać pandemię w Polsce, żeby ograniczać ojcom kontakty z dziećmi, to nowa jakość w dziedzinie podłości.
Zawsze się znajdzie jakiś powód, żeby ojcu po rozwodzie utrudnić kontakty z dziećmi. A jeśli brakuje pomysłów, warto zajrzeć do internetu, tam czekają pomocne osoby, gotowe podzielić się wiedzą i doświadczeniem.
"Czy prawo stoi po mojej stronie ze względu na kwarantannę?" - takie pytania zadają kobiety na Facebooku. Ich byli partnerzy mają prawo do kontaktów z dziećmi, ale one próbują zrobić wszystko, żeby je uniemożliwić.
Psychologowie zgodnie twierdzą, że czas kwarantanny najtrudniejszy jest dla dzieci, które niewiele rozumieją z całej sytuacji.
Najlepiej byłoby zachować jak najwięcej dotychczasowych rytuałów, które porządkowały ich życie przed wybuchem pandemii. Do nich należą z pewnością regularne spotkania z ojcami, w sytuacji, gdy rodzice się rozstali.
Tymczasem w sieci bez trudu można znaleźć grupy dyskusyjne, których uczestniczki wymieniają się poradami, jak zabronić ojcu kontaktów z dzieckiem w czasie kwarantanny.
Kobiety piszą o strachu przed chorobą, powołują się na mieszkające z nimi babcie czy po prostu nie wierzą, że ojcowie będą umieli zająć się dzieckiem.
Liczba porad typu "on musi to zrozumieć", "sytuacja zezwala na zablokowanie kontaktów" jest przerażająca. "Nie bój się policji" - piszą kobiety, wspierając te, które szukają sposobu na zablokowanie spotkań ojca z dziećmi.
Wedle prawa te kobiety mają obowiązek realizować postanowienia sądów. Jeśli ojciec ma zasądzone spotkania z dzieckiem dwa razy w tygodniu, to muszą one dojść do skutku.
Oczywiście wszystko jest kwestią rozsądku. Jeśli ojciec lub matka (ktoś z najbliższej rodziny) przebywa na domowej kwarantannie z powodu podejrzenia lub zakażenia koronawirusem, o spotkaniach nie może być mowy.
Jednak temat alienacji rodzicielskiej w czasie pandemii w większości dotyczy rodziców, którzy po prostu nie chcą się ze sobą dogadać.
Jakiś czas temu Kacper Peresada napisał świetny tekst o tym, że spora część ojców uważających się za ofiary "alienacji rodzicielskiej" to krzykacze, którzy sporo mają za uszami i chcą grać dzieckiem, by dokopać swojej byłej partnerce.
Po przeczytaniu wspomnianych "porad" kobiet z rozmaitych grup dyskusyjnych czy grup facebookowych można do tego samego wniosku — one też mają sporo za uszami i próbują grać dziećmi, by skrzywdzić ekspartnera. To straszne, że żadna z tych kobiet nie zastanawia się, co będzie lepsze dla dziecka.
Rozwody w Polsce to zjawisko powszechne, rodzice, którzy się rozstali, muszą się porozumieć, jak ma wyglądać opieka nad dziećmi w czasie pandemii. Najważniejsze w tej sytuacji jest, aby dziecko miało kontakt z obojgiem rodziców.
Skoro my, dorośli, tęsknimy nawet za ulubionym barmanem z knajpy zamkniętej z powodu pandemii, to jak ma czuć się dziecko pozbawione kontaktu z najważniejszą osobą w życiu?
Ono nie rozumie zasad wymyślonych przez dorosłych. Wie natomiast, że straciło kontakt z jedną z dwóch osób, które gwarantowały mu poczucie bezpieczeństwa.