Właśnie ogłoszono powrót legendy. We wrześniu do sprzedaży trafi odświeżona wersja dwóch pierwszy części gry "Tony Hawk Pro Skater". Posiadacze "pecetów" i konsol będą mogli ponownie przenieść się do magicznego świata deskorolki i poczuć tę samą ekscytację, którą czuli 20 lat temu.
W szóstej klasie podstawówki na komputerach w szkolnej pracowni informatycznej zainstalowaliśmy dwie gry. Jedną z nich było "Deluxe Ski Jumping", a drugą - demo "Tony Hawk’s Pro Skater 2".
W wersji demonstracyjnej "THPS" oferował możliwość jazdy w jednym skate parku. Przejazdy trwały zaledwie kilka minut, ale nie powstrzymywało to nas przed spędzaniem wielu godzin przed monitorem. Wcielaliśmy się w postać Tony'ego Hawka i robiliśmy kickflipy i melony, marzyliśmy także, że być może nauczymy się tak dobrze jeździć.
Gra miała na nas wielki wpływ, wywołała niezrozumiałą dla wielu miłość do deskorolki. To, że niemal nikt z mojej grupy nie nauczył się dobrze jeździć, nie miało znaczenia.
Przenoszenie się do wirtualnego świata i wcielanie się w najlepszych skejtów w historii stało się naszym wspólnym uzależnieniem, które przez następne dekady było podsycane lepszymi i gorszymi częściami gry.
W naszych sercach jednak na zawsze pozostały pierwsze dwie części kultowego tytułu. Były najlepsze, najbardziej kozackie i najbardziej ekscytujące.
Gdy gra po raz pierwszy trafiła do sprzedaży ponad 20 lat, Activision (wydawca) zakładało, że uda się sprzedać jakieś 300 tysięcy kopii. Wynik 5 milionów egzemplarzy przeszedł ich najśmielsze oczekiwania.
Okazało się, że młodzi gracze podchodzą do tej gry w sposób bardzo osobisty. Ludzie, którzy nigdy nie przejechali nawet metra na desce, mogli dzięki niej poczuć się deskorolkowymi bogami. Wyobrażali sobie, że to oni są Rodneyem Mullenem czy Tonym Hawkiem.
Siła "THPS" tkwiła w prostocie. Przy użyciu kilku guzików i gałek mogliśmy łączyć w niepowtarzalny sposób dziesiątki tailgrabów, manuali i heeliflipów w wielominutowe combosy zapierające dech w piersiach, choć niewykonalne w realnym świecie.
THPS jednak nigdy nie miał być realistyczny, miał być szybki, zabawny i ekscytujący. Przy tym nie był płytkim tytułem.
Twórcy z Neversoft wiedzieli, że aby trafić do prawdziwych fanów deski muszą wiernie odwzorować kulturę skateboardingu. Właśnie dlatego zdecydowali się na współpracę w Tonym Hawkiem, sportowcem szanowanym przez wszystkich skejtów i gościem, który nie chciał być nie tylko twarzą tego projektu, chciał brać czynny udział w tworzeniu gry.
Hawk w wywiadach wyjaśniał, że spędził setki godzin, testując produkt. "Co tydzień dostawałem nową wersję gry. Testowałem ją, a potem wracałem z dużą liczbą uwag, bo zależało mi, by stworzyć coś niepowtarzalnego".
Hawk wysyłał programistom nagrania setek trików, które jego zdaniem powinny znaleźć się w grze. Rozmawiał ze znajomymi skejtami, próbując uzyskać konsensus w kwestii nazewnictwa akrobacji i wyłonić te, których w grze nie powinno zabraknąć.
Dzięki takiemu podejściu Hawka gra, którą firmował swoim nazwiskiem, była postrzegana, jako wspólny projekt całego świata skateboardowego, a nie jedynie firmy, która próbuje na nim zarobić.
Bardzo istotnym elementem gry był fakt, że nie wymagała ona od graczy osiągnięcia doskonałości w operowaniu kontrolerem. Gameplay pozwalał na popełnianie błędów, które nie były równoznaczne z wywrotką. Dzięki temu grać mogły największe "nooby".
Przez lata słyszałem o tym, że gry wideo odciągają dzieci od “prawdziwych zajęć”. Granie w Fifę powoduje, że boiska są puste. Granie w NBA 2K sprawia, że nastolatkom nie chce się iść i porzucać do kosza.
W przypadku "THPS" było zupełnie inaczej. Ten tytuł sprawił, że miliony chłopaków i dziewczyn na całym świecie postanowiło kupić deskę, wyjść na podwórko i ćwiczyć ollie.
Do dzisiaj, jeśli spytać wielu grających 30-latków o to, który skatepark z gry był ich ulubionym, bez wahania wskażą faworyta, podobnie jak z rozrzewnieniem będą wspominali genialny soundtrack z gry czy ulubione triki.
Dzięki "Tony Hawk Pro Skater" skateboarding wszedł do mainstreamu, opanował wyobraźnię i marzenia milionów fanów na świecie. Nie dziwi więc chyba nikogo, że ogłoszenie powrotu legendy w wersji 4K wywołało ekscytację milionów graczy. Znowu będzie można jeździć na desce po Marsylii, słuchać “Supermana” od Goldfingera i próbować zebrać porozrzucane po mapie litery S K A T oraz E.
Znowu poczujemy się jak nastolatkowie. Może z tej okazji wyciągniemy z szafy nasze stare deski i przekonamy się, nasze kolana słabo znoszą triki.
Albo może znajdziemy stare egzemplarze magazynów "DosDeDos" czy "Ślizg"? Po prostu poczujemy się znowu szczęśliwi, wolni i młodzi, choćby przez chwilę. W dzisiejszych czasach to uczucie jest warte każdych pieniędzy.