"Zero" za brak aktywności za lekcji oraz "nieobecność" za brak kamerki czy włączonego mikrofonu. O edukacji zdalnej niby wiemy już całkiem sporo, ale wciąż dowiadujemy się rzeczy, których wolelibyśmy chyba jednak nie wiedzieć.
Nauczyciele też mają dzieci. Banał, ale to przecież prawda. Ludzie, którzy na co dzień uczą nasze dzieci, sami muszą mierzyć się ze wszystkimi wadami i absurdami obecnego systemu edukacji w Polsce. W efekcie ich także dotyka nauczycielska bezduszność.
Na nauczycielskim fanpage'u "Zadaję z sensem" pojawił się poruszający wpis. Jego autorem jest nauczyciel, a bohaterem — dziecko z jego rodziny, które zderzyło się z nauczycielskim brakiem serca i brakiem zrozumienia psychiki kilkulatków.
Wpis jest anonimowy, nie pada nazwisko nauczyciela, bo nie chodzi o lincz, a o to, by osoby pracujące w edukacji, także obecne na Facebooku, zastanowiły się nad rolą nauczycieli w kryzysie, który dotyka obecnie nas i nasze dzieci.
Wszystko tutaj poszło nie tak, jak powinno. To, że w czasie zajęć online dzieci muszą mieć kamerę i mikrofon, jest oczywiste. To, że nauczycielka nie pozwala dzieciom na błąd (wyłączenie mikrofonu, kłopoty z opanowaniem nieznanej technologii), jest zasmucające, a dla innych nauczycieli — zawstydzające.
Być może ta nauczycielka historii, bo tego przedmiotu dotyczyły zajęcia, chciała zachęcić dzieci do rywalizacji i sprawić, by lekcja stała się bardziej atrakcyjna. Zamiast tego wywołała w kilkulatkach paraliżujący lęk, że dostaną "zero".
To, że nauczycielka wprowadza zasadę odpowiadania na czas, jest rodzajem okrucieństwa. Szkoła to nie teleturniej "1 z 10", to edukacja kilkulatków, które muszą zmierzyć z nowym środowiskiem (nauka zdalna, brak kontaktu z nauczycielem, całkowicie nieznana sytuacja, zawstydzenie związane z mówieniem przed kamerą i do mikrofonu).
Odpowiedź na czas nawet u dorosłych wywołałaby stres. Każdy, kto grał w popularną grę planszową "5 sekund" (losuje się pytania, na odpowiedź jest pięć sekund, a zegar liczy czas), wie, że można się w takiej sytuacji nieźle spocić, a w głowie nawet najmądrzejszych osób nagle robi się pusto.
U dzieci taki egzamin na czas to stres do kwadratu. Tu nie chodzi o pozytywną adrenalinę, która miałaby dać dzieciom zapał do nauki w nietypowych warunkach. To paraliżujący stres, w którym nie ma ani odrobiny zdrowej rywalizacji.
Oczywiście, podczas zajęć w klasie dzieci też są przepytywane przez nauczycieli. Tyle że szkoła to znajome środowisko. W takiej sytuacji uczniowie czują się pewniej, a widząc nauczyciela, bardzo dużo emocji mogą odczytać z jego zachowania i mowy ciała. Tego kamera w komputerze nie pokaże.
W czasie nauki zdalnej technologia izoluje i tworzy dodatkową barierę. Kontakt z nauczycielem i rówieśnikami staje się pozbawiony emocji. Jeśli zabraknie dobrej woli, wygląda to tak, jakby jeden robot przepytywał inne roboty.
Jedyna pociecha jest taka, cytowany przeze wpis pochodzi z facebookowej grupy dla nauczycieli. Napisał go nauczyciel, podał dalej inny, komentują osoby pracujące w polskiej edukacji. Są zawstydzone tym, co się stało. To dobry znak. Do tego, by być dobrym nauczycielem, nie wystarczy jedynie wiedza, potrzebne jest też dobre serce.