Ukradłem ten tytuł. Wymyślił go Daniel Defoe, ten od „Robinsona Cruzoe”. Daniel miał to nieszczęście, że przyszło mu żyć w czasach, gdy Londyn dotknęła epidemia dżumy 1665 roku. Pisał na chłodno o tym, że ludzie mrą jak muchy. Pisał tak dobrze, że jego książka stała się inspiracją dla Alberta Camusa i jego „Dżumy”.
Zanim ktoś się na mnie rzuci, że podkręcam emocje – nic takiego. Po prostu ten tytuł mi się podoba. Wszyscy teraz piszą o „czasach zarazy”, więc to będzie mój dziennik roku zarazy.
Widzę to, jak się wszyscy boimy tego wirusa, a zarazem – jak bardzo lubimy obserwować, że świat płonie, więc chcę o tym pisać. Nie obiecuję, że codziennie wrzucę kolejny odcinek, ale spróbuję pisać regularnie.
Nie zawsze będzie superpoważnie. Czasami się pośmiejemy, ale będzie tu też miejsce na "debunk" czyli obalanie bzdur na temat wirusa i na "explainery", które pomogą zrozumieć, z czym mamy do czynienia.
Mydło
Koronawirus to nie dżuma jak u Defoe, ale już dzisiaj wiadomo, że Covid–19 to też nie ptasia grypa czy SARS, ale coś znacznie poważniejszego.
Cokolwiek się wydarzy w tym roku, czy będzie to odkrycie pozaziemskiej cywilizacji, RB Lipsk w finale Ligi Mistrzów (edit: już nierealne, rozgrywki LM zawieszone), czy Zenek Martyniuk na stanowisku prezesa TVP – koronawirusa nic nie przebije.
Gdy ogłoszono zamknięcie prawie wszystkiego, a więc szkół, muzeów, teatrów itd., było wiadomo, że mamy "dzień zero" jeśli chodzi o panikę. Wyzerowaliśmy licznik, wcześniej to była piaskownica, dopiero tego dnia naprawdę zaczęliśmy panikować.
Emocje udzielają się wszystkim. Nagle zobaczyliśmy siebie, jakich dotąd nie znaliśmy. Poważni, wydawałoby się, ludzie zaczęli w panice przesyłać sobie zdjęcia pustych półek w sklepach, z przerażeniem pisać o kolejkach do kas czy o szturmie na dział z papierem toaletowym albo na lodówki z mrożonkami. Albo o walce o mydło.
O, tak – mydło to niewidoczny bohater tych dni. Niewidoczny, bo go nie ma. Nie kupisz. Pamiętam z dzieciństwa PRL, wiem jak to jest, kiedy czegoś w sklepach "nie ma". Przez ostatnie 30 lat przyzwyczailiśmy się, że wszystko jest.
Jeśli czegoś brakowało, to jedynie supertanich Crocsów podczas promocji w Lidlu. Sytuacja, w której idziesz do sklepu po mydło i zastajesz puste półki, to nowość. Kilka dni temu z zaciekawieniem obserwowałem w sklepie kobietę, która zastanawiała się, czy kupić pięć, czy sześć kostek mydła. Dzisiaj już mi nie do śmiechu.
Jedna rzecz, której powinniście się dzisiaj nauczyć:
Jak zrobić mydło? Okazuje się, że nie takie trudne. Większość składników pewnie macie pod ręką. Zamiast latać od Rossmanna do Rossmanna, poświęćcie kawałek wieczoru i zróbcie mydło sami.
Nie takie trudne, prawda? W ogóle ta epidemia sprawia, że zaczynamy przypominać sobie, że pewne rzeczy można zrobić samemu.
Jedna rzecz, którą powinniście dzisiaj przeczytać:
Temat mydła rozgrzewa opinię publiczną. Zrozumieliśmy, że dotąd było nam wręcz zbyt dobrze, do tego stopnia, że nikt, poza "preppersami", nie robił żadnych zapasów.
Ludzie mają w domu kilo cukru, kilo mąki, dwa mydła, parę rolek papieru toaletowego i „gdzieś na pewno” mają buteleczkę spirytusu salicylowego, ale nie wiedzą gdzie, bo ostatnio widzieli ją w 2012 roku. I tyle.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie kupuje dwóch zgrzewek mleka UHT „na wszelki wypadek”, nikt nie trzyma w piwnicy worka ziemniaków ani palety makaronu. Jak coś, zawsze można skoczyć do Lidla.
Tyle że ostatnio już nie można, bo z półek poznikały produkty pierwszej potrzeby. Chcesz kupić ryż, chleb, papier toaletowy albo mydło? Musisz latać po mieście i szukać.
Głos w tej sprawie zabrał Szczepan Twardoch, który postanowił dorzucić do dyskusji swoje trzy grosze. Tradycyjnie zrobił to w mocny sposób, jak przystało na autora męskich książek i miłośnika sportów walki.
Jeden film, który warto dzisiaj zobaczyć
Chińczycy walczą z wirusem w sposób, który przywodzi na myśl skojarzenia z filmami science-fiction. Kiedy w ten sposób będziemy dezynfekować ulice w Polsce?
Jeden mem, który powinniście dzisiaj zobaczyć
Jedna rzecz do przemyślenia
Jeden "long read" dla tych, którzy są poddani kwarantannie, albo zamknęli im przedszkola, więc siedzą w domu z dziećmi i mają za dużo czasu.
To jest tekst mojej koleżanki redakcyjnej, Darii Różańskiej–Danisz. Wstrząsająca historia małżeństwa któremu, na podstawie ustawy dezubekizacyjnej, obcięto emerytury, więc oboje wybrali śmierć. On się już nie obudził, ona – tak.