Rodzice uwielbiają być dumni ze swoich dzieci. Nie ma w tym nic złego. W końcu fakt, że małe dziecko dokonało czegoś wyjątkowego, choć jeszcze niedawno było jedynie plemnikiem walczącym o przeżycie, jest po prostu cudem. Niestety, duma rodzica w dzisiejszych czasach często staje się toksyczna.
"Trophy Kids", dzieci–trofea, to temat stary jak świat. Oczywiście zwraca się na niego uwagę, gdy widzimy najbardziej hardkorowe przykłady. Wymieńmy choćby psychopatycznych ojców młodych tenisistek, golfistów czy łyżwiarek, o nich mówi się często, powstają nawet filmy dokumentalne na ten temat.
"Chcę, aby mój syn osiągnął doskonałość" – mówi ojciec Justusa Moore’a, młodego zawodnika futbolu amerykańskiego w genialnym dokumencie "Trophy Kids", określanym przez niektórych dziennikarzy jako "najbardziej przerażający horror, jaki zobaczycie w życiu."
Przedstawia historię Justusa i wielu podobnych mu dzieci traktowanych przez rodziców jak puchar, który można postawić na półce swojej własnej próżności.
W ostatnich latach ten problem jedynie się nasilił. Rodzice mają oczywiście świadomość, że zmuszanie dzieci do wielogodzinnych treningów to zły pomysł. Nie wiedzą jednak, że takie ich zachowania, z pozoru błahe, mogą doprowadzić do problemów psychicznych u ich pociech.
Justus nie gra już w futbol amerykański. Od powstania filmu minęło 7 lat. Po raz ostatni rozmawiał z ojcem w 2015 roku. To przykład ekstremalny, ale warto o nim pamiętać, ponieważ wszystko, co robimy naszym dzieciom, w jakiś sposób je kształtuje.
Moje dziecko jest wyjątkowe
Wielkim problemem naszych czasów jest ciągła aktywność rodziców w social mediach. Mało kto tak naprawdę myśli o tym, jaki wpływ na psychikę dzieci ma ciągłe informowanie o ich postępach w nauce czy sporcie.
Jeśli chwalimy się wspaniałymi dokonaniami naszego potomka na Instagramie, a potem przez kilka miesięcy nie pojawiają się żadne informacje na jego temat, to czy przypadkiem nie narażamy dziecka na to, że w takich momentach będzie się czuło gorsze? Skoro rodzic chwali je tylko, gdy zrobi coś wyjątkowego, to jeśli nie robi tych wspaniałych rzeczy, w oczach rodzica (i swoich własnych) staje się przecież marnym człowiekiem.
Życie wielu ludzi kręci się wokół potrzeby akceptacji, którą zaspokajamy w formie lajków. Nic dziwnego, że dziewczyny robią zdjęcia swoich nóg na plaży, a rodzice pokazują swoje utalentowane dziecko, chwaląc się, że właśnie zrobiło coś wyjątkowego.
Różnica polega na tym, że twoje nogi, które fotografujesz, należą do ciebie, a dziecko nie. Jest pod twoją opieką i nie powinieneś sprzedawać jego prywatności, aby zapełnić emocjonalną pustkę, którą odczuwasz.
Można wiele zarzucić starszym pokoleniom rodziców, ale prawda jest taka, że kiedyś ludzie nie przemeblowywali pokoju dziecka, aby lepiej wyglądało na Instagramie.
Nie znam też żadnej babci, która aranżowałaby organiczne przekąski na talerzu, aby pokazać wszystkim, jak zdrowo karmiony jest sześciolatek.
Znam wiele osób w moim wieku, które tak właśnie postępują. Wrzucają zdjęcia i publikują statusy, starając się powiększyć własne zasięgi w social mediach, bo każdy dzisiaj próbuje być influencerem.
W końcu wystarczy, że jakiś post na temat ich dziecka przyciągnie uwagę tłumów i już można pisać do hoteli z prośbą o zniżki za nocleg w zamian za relację na Instagramie.
Dziecko jako trofeum rodzica
Kolejna duża grupa to ludzie, którzy nie umieją się zamknąć i muszą nieustannie opowiadać o osiągnięciach swoich dzieci. Każda klasówka zaliczona na szóstkę, każda nagroda w szkole czy fakt przepłynięcia szybko 50-metrowego basenu jest dobrą okazją do tego, by opowiadać innym, jak wspaniałe jest ich dziecko.
Fakty są takie, że w sumie nikogo to nie interesuje, jednak "madki" i "tadki" w taki sposób starają się porównywać siebie z innymi rodzicami, ponieważ czują w głębi duszy, że sukcesy ich dzieci nie świadczą tak naprawdę o dziecku, ale o rodzicu.
Są takim właśnie trofeum, pucharem, który można nieustannie stawiać na półce i mówić: to mój sukces.
Nasze dzieci nie świadczą o tym, jakimi jesteśmy ludźmi. Jedyne, co o tym świadczy, to my sami. Dzieci zasługują na to, aby od pierwszych lat życia otrzymać największy prezent, jaki mogą dostać od rodziców – prawo do bycia sobą.
Na koniec jedna historyjka. Kiedyś, będąc z synem w przedszkolu, dostrzegłem na jego twarzy specyficzny uśmiech. Chwilę później zobaczyłem jak wybiega z szatni w kierunku swojej sali i zaczyna krzyczeć na korytarzu ”Kurwa!” (w jego wykonaniu brzmiało to jak "Kuleła").
Miał wtedy trzy lata. Myślę, że to tylko potwierdza, że mam wyjątkowe dziecko.
To rodzice, którzy marzą o tym, że pewnego dnia ich dziecko zdobędzie jakąś wielką nagrodę, a gdy wyjdzie na scenę, powie: "Dziękuję mamie i tacie, bez nich by mnie tu nie było." To smutne, bo tacy rodzice tak naprawdę myślą: "Gdyby nie ja, byłbyś nikim".