Boję się poruszać ten temat. Z jednej strony jestem oczywiście za tym, aby karać rodziców, którzy utrudniają kontakty z dzieckiem po rozpadzie związku. Z drugiej strony sprawa nie jest oczywista i trudno stwierdzić, na ile w w tym sztandarowym projekcie ojców chodzi o walkę o swoje prawa, a na ile – o to, by dopiec swoim byłym partnerkom.
Nikt w tej dyskusji nie może się pochwalić czystymi intencjami. Wystarczy zajrzeć na jakąkolwiek grupę fejsbukową, na której dyskutuje się o problemie alienacji rodzicielskiej. Natychmiast można dostrzec próby zrzucania winy na partnerki czy partnerów.
I ojcowie, i matki nie mają sobie nic do zarzucenia. Według tych drugich, ojcowie to chamy, pijacy i "przemocowcy", którzy nie płacą alimentów. Według ojców ich byłe partnerki to rozrzutne, mściwe babska, które zamiast dbać o dziecko, skupiają się głównie na dowalaniu swoim eks.
Niestety problem polega na tym, że często obie strony są siebie warte
Gdy rozstawałem się z matką moich dzieci, byliśmy w stanie dosyć łatwo dogadać się co do dwóch rzeczy. Pierwsza to, że nie byłem zbyt dobrym partnerem, druga – że nie miało to wpływu na to, jakim ojcem byłem, bo radziłem sobie całkiem dobrze.
Dlatego bez problemów zgodziliśmy się na opiekę naprzemienną nad dziećmi, bez walki w sądzie. Po prostu logiczne dla nas obojga było, że skoro dzieci mnie kochają i potrzebują mojej obecności, nie ma sensu im tego ograniczać.
Wydaje mi się, że wiele osób w moim wieku ma podobne sytuacje. Jesteśmy inteligentnymi młodymi ludźmi, którzy wiedzą o wychowaniu dziecka to i owo, a przynajmniej czytamy wywiady z psychologami i udajemy, że coś ogarniamy. Wiemy na pewno tyle, że relacja między rodzicami nigdy nie powinna wpływać na relacje z dziećmi.
Najgłośniejszymi głosami w dyskusji o alienacji są ci, którzy nie powinni w tym dyskursie brać udziału
Komisja senacka pracuje właśnie nad projektem ustawy, w której ma pojawić się możliwość karania rodzica więzieniem za “niezrealizowanie kontaktów z dzieckiem”. Ustawa ma wymuszać na rodzicu, aby wykonywał wyrok sądu, zgodnie z którym drugi rodzic ma możliwość spotykania się z dzieckiem według zasad ustalonych przez sąd.
Jeśli matka albo ojciec, którzy sprawują opiekę nad swoim potomkiem, będą ograniczali możliwość spotkań drugiemu rodzicowi, spotka ich kara – finansowa lub bardziej dotkliwa, w postaci ograniczenia wolności.
Reakcja walecznych grup matek była natychmiastowa. Tego typu ustawa ich zdaniem ma doprowadzić do tego, że kobiety (co zabawne, nikt nawet nie udaje, za alienację rodzicielską w równym stopniu odpowiedzialne są obie strony sporu) będą trafiały do więzień z powodu prób ograniczania spotkań z ojcami, którzy znęcają się nad swoimi dziećmi.
Te grupy nawołują wręcz do pisania maili do senatorów z jasnym przesłaniem: Polacy nie godzą się na zmiany bijące w prawa matek, które nie akceptują wyroków sądu.
Zgodnie z opiniami przeważającymi na wielu grupach fejsbukowych, przyjęcie takiej ustawy oznacza, że ojcowie (którzy, jak przyjmują osoby wygłaszające takie opinie, są bez wyjątku agresywnymi alkoholikami albo chorymi psychicznie narkomanami) będą mogli mścić się na swoich ekspartnerkach w perfidny sposób: zajmując się swoimi dziećmi w czasie wyznaczonym przez sąd.
Jest to po prostu przykre
Wiemy nie od dzisiaj, że aby ojciec wygrał batalię sądową o opiekę nad dzieckiem, musi stać się cud. Zamiast w nowym prawie iść w stronę rozwiązania, zgodnie z którym dzieci mogą liczyć na wsparcie obojga rodziców, staramy się utrzymać seksistowskie status quo, w którym w sądzie można tylko albo wygrać, albo przegrać.
Najważniejszą nagrodą w tych starciach jest zachowanie praw do dziecka. Nie oznacza to oczywiście, że "zwycięzcy" swoich dzieci nie kochają. Zależy im na ich przyszłości, ale samolubne podejście do wychowania powoduje, że dzieciaki żyją w przekonaniu, iż ich ojcowie są rodzicami drugiej kategorii.
Matki wrzucają do jednego worka każdego ojca, który walczy z alienacją rodzicielską. Niestety, fakty są takie, że jest tak samo wielu zawistnych ojców, którzy chcą wykorzystać dzieci dla osiągnięcia swoich celów, jak matek, które chcą dowalić swoim eks.
A problem jest tutaj podwójny. Matki, które twierdzą, że nie muszą akceptować wyroku sądu dotyczącego prawa ojca do odwiedzania dzieci, jednocześnie dają broń do ręki alimenciarzom. Bo skoro jedna strona ignoruje wyroki, to dlaczego druga nie miałaby robić tego samego?
Najbardziej szokujący w tej dyskusji jest fakt, że wszyscy dzielą te dwie grupy na ojców i matki. A przecież nie trzeba się bardzo wysilać, aby znaleźć kobiety, które nie płacą alimentów i mężczyzn, którzy ograniczają matkom dostęp do dzieci.
Dlatego pierwszym krokiem ku naprawieniu relacji rodzicielskich nie jest dopieprzanie "babom" czy "facetom". Pierwszym krokiem powinno być zrozumienie, że płeć nie gra roli. Jedyne, co ma znaczenie, to fakt, że jesteśmy rodzicami. A dla rodzica powinna się liczyć tylko jedna sprawa – dobro dziecka.
Alienacja rodzicielska nie jest kwestią krzywdzenia drugiego dorosłego. To kwestia krzywdzenia małego człowieka, który zasługuje na to, aby wychowywać się w rodzinie. Nawet jeśli mama i tata już się nie kochają, oboje powinni umieć okazywać sobie szacunek i zrozumienie.