O goleniu na gładko wszyscy zdążyliśmy już zapomnieć, mężczyźni pokochali brodę i zarost. Kto może, ten zapuszcza. Aż tu nagle pojawia się George Clooney i pokazuje, że wyjście jest tylko jedno: trzeba zapuszczać.
Nie dwudniowy zarost. Nie delikatna szczecina. I z całą pewnością nie męska twarz ogolona na gładko. Producenci golarek będą zapewne znowu rwać włosy z głowy (jeśli w ogóle im jeszcze jakieś zostały po trwającej całe lata modzie na brodę i wąsy), ale wygląda na to, że trendy na kolejny miesiące zostały właśnie wyznaczone. I to nie przez byle kogo, ale przez George'a Clooneya, mężczyznę na którego, mimo upływu lat kobiety wciąż spoglądają z zachwytem, a mężczyźni – z zazdrością.
Właśnie tak. Jak widać Mikołaj w tym roku przyszedł już w październiku. Broda Clooneya jest bujna, gęsta i przede wszystkim – długa. Wręcz majestatyczna. Nie wygląda na starannie wyrzeźbioną podczas serii wizyt u barbera i to dodaje je autentyczności. Tak, drodzy panowie, powinno się teraz nosić zarost.
George był i jest wyznacznikiem męskiego stylu. To dotyczy również kwestii zarostu. Pod tym względem Clooney w ostatnich latach bywał zmienny – znamy jego oblicze pozbawione choćby cienia brody czy wąsów (patrz: serial "Ostry dyżur"), ale generalnie Amerykanin ma skłonność do kilkudniowego zarostu.
Widać jednak, że nadszedł czas zmian. Nie wiemy, czy George, niczym prorok, przeczuwa nadchodzącą zimę, a jego bujna broda jest sygnałem, że już dzisiaj powinieneś umawiać wizytę u wulkanizatora i zmieniać opony na zimowe. Pozostańmy przy wersji, że George po prostu chce nam powiedzieć: nie lękajcie się, zapuszczajcie.
Różnica w wyglądzie jest ogromna. Funkcjonuje wprawdzie powiedzenie, że ładnemu we wszystkim ładnie, więc zapewne Clooney nawet z dredami na głowie nadal byłby sobą, ale to jedynie hipoteza. Na razie spróbujmy skonfrontować się z brodą
W takiej wersji Clooney był już widziany wiele razy, więc z pewnością nie chodzi o to, że nie ma czasu porządnie się ogolić, bo codziennie zasuwa do roboty na ósmą rano. Wygląda więc na to, że długie brody wracają do łask.
Rodzi się pytanie: co robić. Odpowiedź jest prosta – zapuszczać. Taki zarost nie przyjdzie sam, musisz nad nim trochę popracować, ale wysiłek się opłaci. Przede wszystkim pozwól brodzie rosnąć. To trudna faza, bo oznacza że powinieneś powstrzymać się od przycinania jej, nawet gdy wychodzi ona poza twoją strefę komfortu.
Po drugie, równie ważne, musisz pozwolić, by urosły również wąsy. Dla wielu mężczyzn to wyzwanie, ale długa broda wymaga dłuższych wąsów, bez tego całość wygląda dość karykaturalnie. Zatem pierwsza sprawa to cierpliwość. Gdy broda urośnie przechodzisz do kolejnego etapu – do pielęgnacji. Dłuższą brodę musisz przycinać, żeby równo rosła. Może to za ciebie zrobić barber, jeśli sam nie radzisz sobie z trymerem. Nie zaniedbuj strzyżenia, bez niego łatwo sprawisz, że zamiast jak Clooney, będziesz wyglądał jak depresyjny artysta bluesowy.
I trzecia rzecz – pielęgnacja. Wyhodowałeś zarost i czujesz się członkiem klanu brodaczy. Mężczyźni nie lubią obstawiać się baterią kosmetyków, ale olejek do brody obecny w łazience jeszcze nikomu nie zrobił krzywdy. Stosuj go codziennie, by broda pozostawała odpowiednio nawilżona, wtedy jest spora szansa, że będzie wyglądać prawie tak dobrze jak u Clonneya.
Jeśli z tego tekstu można wysnuć wniosek, że lubię George'a, to masz rację – lubię. Genialnie dubbingował głównego lisiego bohatera w filmie "Fantastyczny pan lis" Wesa Andersona.