
Nie pomogło "becikowe", nie pomogło 500 +. W Polsce z roku na rok rodzi się coraz mniej dzieci, a kryzys demograficzny jest już faktem. Nic więc dziwnego, że trwa coraz bardziej gorączkowe poszukiwanie pomysłów na to, jak zachęcić Polaków do powiększania rodziny i odwrócić negatywny trend.
Podwójna składka za brak dzieci
Autor najnowszego pomysłu wyszedł z założenia, że skoro nie podziałały bonusy finansowe, to teraz trzeba sięgnąć po kary. Nie w postaci mandatów czy grzywien, ale wyższej składki emerytalnej. "Osoby bezdzietne, nie przyczyniając się do przyszłego wzrostu liczby podatników, w sposób naturalny obciążają system, nie kompensując w jego przyszłym utrzymaniu" – czytamy w petycji, która została przyjęta przez Sejm, więc posłowie będą musieli się nią zająć. Za to "obciążanie systemu" bezdzietni mają słono zapłacić. Zgodnie z propozycją musieliby odprowadzać dwa razy wyższą niż dziś składkę emerytalną.
Ale nie tylko bezdzietni musieliby płacić więcej. Według autora petycji większe kwoty do ZUS-powinny też płacić pary, które poszły na łatwiznę i mają tylko jedno dziecko. Wich przypadku składka emerytalna miałaby wzrosnąć o 50 proc. w stosunku do tej, jaką płacą dziś. W obu przypadkach płacić wyższe składki musieliby zarówno mężczyźni, jak i kobiety po ukończeniu 30 lat. Zwolnione byłyby jedynie osoby, które przedstawią zaświadczenie o bezpłodności albo udowodnią, że mieli dziecko, ale ono zmarło.
Wypłata mniejsza o 10 proc.
Zawarta w petycji propozycja może się okazać dla polityków kusząca. A to dlatego, że pachnie naprawdę dużymi pieniędzmi. Autor pomysłu wyliczył bowiem, że skoro w Polsce dzieci nie ma około 5 milionów ludzi po trzydziestce, a większość małżeństw wychowuje jedno dziecko, to dołożenie im dodatkowej składki dałoby ZUS-owi rocznie kilkadziesiąt miliardów dodatkowych wpływów. Wizja zasilenia systemu emerytalnego taką fortuną na pewno spodoba się wielu posłom, którzy będą decydować o przyszłości tego pomysłu.
Co będzie, jeśli nasi parlamentarzyści zdecydują się poprzeć ten projekt. Bezdzietni i rodzice jedynaków dostaną mocno po kieszeni. Najwięcej oczywiście straci ta pierwsza grupa. Według wyliczeń "Faktu" bezdzietna osoba, która zarabia brutto 6000 zł, będzie musiała odprowadzić do ZUS-u 585 zł. Przy pensji w wysokości 8000 zł brutto ta podwojona składka wyniosłaby 780 zł, a przy 10 000 byłoby – aż 976 zł. Krótko mówiąc, 10 proc. swoich zarobków bezdzietni traciliby na opłacenie "karnej" składki emerytalnej.
Promocja rodzicielstwa rodem z komuny
Uniknąć takiego potrącenia pensji można by było tylko w jeden sposób – decydując się na kolejne dzieci. Autor petycji nie kryje z resztą, że celem zmiany przepisów ma być zmuszenie Polaków do zakładania i powiększania rodziny. "Dodatkowe obciążenia mogłyby skłonić osoby do wcześniejszego podejmowania decyzji o posiadaniu dzieci, a rodziny z jednym dzieckiem – do rozważenia posiadania kolejnych" – czytamy w uzasadnieniu propozycji.
Ściąganie pieniędzy od ludzi, którzy nie mają dzieci, przerabialiśmy w Polsce za głębokiej komuny. Był to podatek, który doczekał się wdzięcznej nazwy "bykowe". Został wprowadzony w 1946 roku. Początkowo musieli go płacić ci, którzy w wieku 21 lat nie mieli jeszcze męża czy żony oraz małżeństwa, które po dwóch latach od ślubu nie doczekały się dziecka. Single musieli płacić dodatkowe 20 proc. podatku, a bezdzietne małżeństwa – 10 proc. "Bykowe" zniesiono w 1973 roku. Teraz ma szanse powrócić w nieco innej, ale też dotkliwej formie.
Źródło: sejm.gov.pl/petycje, "Fakt"