logo
Pomniki Bruca Lee można znaleźć w różnych zakątkach świata. Między innymi w Hong Kongu. pixabay.com
Reklama.

Choć Bruce Lee zmarł w 1973 roku, to jego legenda jest wciąż żywa. Gwiazdor takich filmów jak „Wejście smoka” czy „Żelazna pięść” po niemal 50 latach dalej odciska swoje piętno w popkulturze, będąc inspiracją dla filmowców i muzyków, a jego pomniki stoją w Hongkongu, Los Angeles, a nawet w bośniackim Mostarze.

Wibrująca ręka, a może narkotyki?

Niespodziewana śmierć mistrza sztuk walki w wieku zaledwie 32 lat zszokowała cały świat i przyniosła lawinę spekulacji. Niektóre z nich mówiły nawet, jakoby Lee miał paść ofiarą gangsterów, którzy wymierzyli mu w walce "cios wibrującej ręki", który uśmiercił aktora z opóźnieniem. Jako oficjalną przyczynę zgonu podano natomiast obrzęk mózgu, spowodowany zażyciem mieszanki środków przeciwbólowych i odurzających. Czy tak było naprawdę?

Naukowcy z Hiszpanii mają nową teorię

Nowe światło na temat śmierci Bruce'a Lee rzucili badacze z Hiszpanii. Na łamach czasopisma studenckiego Clinical Kidney Journal poinformowali, że przyczyną śmierci aktora mógł być pozornie zdrowy nawyk – picie dużej ilości wody. To miało doprowadzić do hiponatremii, objawiającej się niedoborem sodu we krwi, do którego dochodzi wskutek tzw. zatrucia wodnego organizmu. "Postawiliśmy hipotezę, że Bruce Lee zmarł z powodu dysfunkcji nerek: niezdolności do wydalania ilości płynów wystarczającej do utrzymania homeostazy wodno-elektrolitowej. Gdy nadmiernemu spożyciu wody nie towarzyszy wydalanie jej wraz z moczem, może to prowadzić do hiponatremii".

Badacze ostrzegają również, że takie zaburzenia mogą spotkać każdego z nas. "Biorąc pod uwagę, że hiponatremia występuje często i może spowodować śmierć z powodu nadmiernego spożycia wody nawet u młodych, zdrowych osób, istnieje potrzeba szerszego rozpowszechnienia koncepcji, że nadmierne spożycie wody może zabić".

Czytaj także: