W czasie pandemii miasta opustoszały, pojawiło się za to dużo zakazów. Do wielu miejsc nie można wchodzić, w wielu miejscach nie można stać albo przebywać. Nagle zaczęto regulować, co nam wolno w przestrzeni miejskiej.
W jaki sposób? Najczęściej z użyciem taśmy. Taśma stała się fenomenem czasu pandemii. Jest wszędzie, do niedawna zagradzała wejścia do parków, blokuje dostęp do placów zabaw i siłowni plenerowych. Wyznacza miejsca, w których można stać i takie, w których nie wolno się zatrzymywać czy siadać.
Taśma, samoprzylepna i taka "z rolki", stała się elementem krajobrazu. Nie tylko w Polsce. Taśma ma teraz swoje pięć minut na całym świecie.
Najciekawsze, że słuchamy tej taśmy i robimy, co nam każe. Zazwyczaj jesteśmy oporni i niechętnie przestrzegamy zaleceń, a teraz wystarczy koperta zaznaczona na posadzce taśmą samoprzylepną i posłusznie stajemy tam, gdzie należy i ani kroku dalej.
Każdy ma oczywiście miarkę w oku i umie zmierzyć, ile to jest dwa metry od poprzedzającej osoby, ale lepiej zdać się na fachowców, którzy to ustalą z dokładnością do centymetra.
Jako ludzie, mamy taką cechę, że jeśli ktoś wyznaczy nam granicę, choćby w postaci linii na podłodze (przypomnijcie sobie lotniska i informację, żeby zaczekać za żółtą linią), to podświadomie przestrzegamy tego nakazu.
W gruncie rzeczy jesteśmy karnymi istotami, a w czasach pandemii po prostu zakazów jest więcej niż dotąd.
Kiedyś będziemy się z tego śmiali (nie wszyscy - dodadzą od razu pesymiści), a razie możemy tylko obserwować karierę taśmy, samoprzylepnej i ostrzegawczej, w przestrzeni publicznej.
Jej wszechobecność zaczęli dokumentować twórcy instagramowego konta Tape Measures. To właściwie nie tyle ich praca, co zbiorowy wysiłek dziesiątków instagramowiczów, którzy przesyłają swoje zdjęcia "taśmy w akcji". Regularnie pojawiają się nowe zdjęcia, bo też trzeba przyznać, że taśma z miast wcale nie znika.